Fajnie, że po tylu latach tułania się po milionie projektów Jeff Scott Soto wreszcie znalazł dla siebie przyczółek. Pytanie tylko na jak długo?
Miłośnicy gitarowego grania bazującego na wirtuozerii wykonawczej z pewnością bardzo dobrze znają nazwisko amerykańskiego wokalisty. Talisman, Yngwie Malmstee, Axel Rudi Pell, Trans-Siberian Orchestra - to chyba najważniejsze nazwy, które muszą paść przy okazji opowieści o Soto. Dziś wreszcie ma czas, by zająć się swoimi sprawami i jako zespół Soto.
I powiem wam, że w obecnej konfiguracji najbardziej mu do twarzy. Muzyk, owszem, otoczył się bardzo sprawnymi instrumentalistami, pokroju Jorge Salana, który wycina znakomite solówki. Sęk w tym, że na "Divaku" wreszcie treść góruje nad formą. Soto nigdy nie lubił popisywać się wokalnymi eskapadami, do czego był zmuszany w towarzystwie wielkich wirtuozów. Tu po prostu gra dobrego hard rocka (żaden ten power metal, jak deklaruje), który z pewnością spodoba się fanom chociażby Alter Bridge.
Najbardziej przemawiają do mnie utwory szybkie, soczyste, zapraszające do pogo - "FreakShow" to dla mnie koncertowy pewniak. Podobnie "Cyber Masquerade" - świetny, mocny riff, rzężący bas i rozpędzony refren - czego więcej potrzeba do dobrej zabawy w czasie gigu?
Mam tylko nadzieję, że dotychczasowi fani muzyka przyjmą go w tej wersji z otwartymi rękami. Zdecydowanie warto!
Jurek Gibadło Ear Music