Od wydania ostatniej płyty Rogera Watersa "Amused To Death" minęło ćwierć wieku. Po drodze była jeszcze opera "Ca Ira", ale to zupełnie inna kategoria muzyczna. Trudno było przypuszczać, czy ten 74-letni muzyk w ogóle nagra jeszcze premierowy materiał. Na szczęście nagrał, a jego fani powinni być usatysfakcjonowani. Ba! wręcz wniebowzięci.
Choć to David Gilmoure firmuje dziś Pink Floyd, to właśnie Roger Waters zdecydowanie bardziej przybliżył się tu do dawnego stylu grupy. Słuchając "Is This The Life We Really Want?", odnoszę wrażenie, jakbym miał do czynienia z kontynuacją środkowego okresu działalności zespołu (od albumu "Wish You Were Here" po "Final Cut"). Bo czy piosenki "Picture That" i "Smell The Roses" nie kojarzą się z brzmieniem, jakie grupa zaprezentowała na albumie "Animals", a "The Last Refugee" z "The Final Cut"?
Takich odniesień jest więcej, co akurat mnie - wielkiego fana Pink Floyd - bardzo cieszy. Choć brakuje tu charakterystycznego głosu i gitary Davida Gilmoure`a, to właśnie klimat i specyficzna narracja Watersa zawsze decydowały o obliczu zespołu. Doskonale potrafił uchwycić to producent albumu, Nigel Godrich, współautor wszystkich płyt Radiohead. Nie razi nawet "przegadanie" piosenek, tak wiele tu wątków i smaczków. Album do wielokrotnego przesłuchania.
Grzegorz Dusza
SONY MUSIC