Tytuł albumu skupia się na dwóch najbardziej przyjemnych rzeczach w życiu człowieka - seksie i jedzeniu. Krążek ma wydźwięk pozytywny, pomimo dziwnych czasów, w których żyjemy" - tak o nowym albumie mówi lider nowozelandzkiej grupy Ruban Nielson.
Cały materiał został zrealizowany w konwencji "lo-fi ", ale w odróżnieniu od mocno bałaganiarskich albumów, wielu twórców zafascynowanych tym typem produkcji, Unknown Mortal Orchestra zadbała o detale. Brzmienie jest wyraziste, a poszczególne plany są czytelne. Dzieje się tu naprawdę wiele i choćby dlatego słuchanie płyty wymaga uwagi.
Zaczynają jak Tame Impala i kiedy wydaje się nam, że mamy ich w garści, oni robią woltę i wyruszają na terytorium funku i soulu spod znaku Prince`a. Trzymanie się jednej formuły byłoby zbyt nudne, więc znów wskakują na inną orbitę i odpływają do krainy rockowej psychodelii, by w końcu odpalić rakietę i wyruszyć na podbój kosmosu przy dźwiękach space rocka.
Choć płyta "Sex & Food" wydaje się dziwna i mocno zakręcona, to wcale nie tak bardzo odbiega od rockowej i soulowej klasyki. W tym kierunku może pójść muzyka popularna, choć potrzeba jeszcze czasu, by słuchacze oswoili się z takim brzmieniem.
Grzegorz Dusza
JAGJAGUWAR/PIAS