Ringo Starr nic nie robi sobie z upływającego czasu. Za moment stuknie mu osiemdziesiątka, a on wypuszcza kolejne albumy z częstotliwością nieobserwowaną u młodych artystów.
Perkusista The Beatles ma swoje studio nagraniowe Roccabella West (sam określa je jako "najmniejszy klub w mieście"), gdzie zaprasza swoich kumpli na wspólne jamowanie. Bawią się przy tym doskonale, czego efektem jest dwudziesty solowy album w jego dorobku. Tym razem odwiedzili go m.in. Paul McCartney, Joe Walsh, Dave Stewart (Eurythmics), Benmont Tench (Tom Petty & the Heartbreakers), Steve Lukather, Kari Kimmel, Windy Wagner, Richard Page (Mr. Mister) i Colin Hay (Men At Work).
Ringo Starr nie dysponuje zbyt mocnym głosem, ani ciekawą barwą, co wcale nie przeszkadza w odbiorze jego płyty. Muzyka ujmuje nieco staroświeckim, ale sympatycznym brzmieniem. Czuć tu ducha starych Beatlesów, znać, że bliskie są mu klimaty country, soft rocka i bluesa.
Muzyk sięgnął także po stary kawałek Johna Lennona "Grow Old with Me", napisany specjalnie przez zakochanego Johna dla Yoko Ono. Jego tytuł może posłużyć za komentarz do płyty Starra. Trudno nie czuć sympatii do najbardziej uśmiechniętego Beatlesa, któremu należy życzyć takiej formy do osiągnięcia setki.
Grzegorz Dusza
Universal