Ostatnia studyjna płyta The Cure "4:13 Dream" ukazała się w 2008 roku. Już wówczas lider Robert Smith obiecywał, że powstanie jej kontynuacja, i choć mijały lata i pojawiały się kolejne terminy, to płyty wciąż nie było. Aż do 1 listopada 2024 roku.
Dla grupy grającej gotycki rock termin wydaje się idealny. Dla fanów wyczekujących nagrań Anglików "Songs Of The Lost World" jest tym, czego pragnęli, a jednak bali się o tym głośno mówić.
Znajdziemy tu wszystko, czego oczekiwać możemy od legendy rocka, bez tanich chwytów i przymilania się do nowych trendów. Otwierający dzieło, utwór "Alone" ma ten podniosły, budowany przez klawisze klimat, za który tak kochamy zespół. Powolna narracja i zbolały głos Smitha nawiązują do czasów krążka "Disintegration", a może jeszcze znacznie wcześniejszego "Faith".
The Cure zawsze pamiętali o listach przebojów i taką lżejszą piosenką jest "A Fragile Thing". Piękna, grana na fortepianie melodia prowadzi liryczny "I Can Never Say Goodbye". Ostry przesterowany bas usłyszymy w "All I Never Am". Dobrze, że Simon Gallup stoi u boku Smitha, szkoda że nie ma Lola Tolhursta.
Na sam finał muzycy serwują fascynujący "Endsong" z tekstem o przemijaniu. Malownicze dźwięki gitary i syntezatorów wprowadzają w hipnotyczny stan zadumy, tak charakterystyczny dla zespołu.
Grzegorz Dusza
Fiction/Universal