Przejęte niegdyś z linii Premium, zaokrąglone boczki przedniego panelu stały się w urządzeniach firmy czymś oczywistym i spodziewanym, nawet w tych najtańszych. Obniżając obudowę, zachowano dwa duże, podstawowe pokrętła. Skromny, ale szeroki wyświetlacz sąsiaduje z przyciskami dla podstawowych funkcji.
Wyjście słuchawkowe i gniazdo dla mikrofonu kalibracyjnego uzupełniono panelem podręcznym, podobnie jak u konkurentów utworzonym przez duet HDMI i USB. Funkcjonalność tego ostatniego złącza spełni chyba wszystkie oczekiwania, bo Marantz NR1605 współpracuje zarówno z nośnikami pamięci, jak i pozwala podłączyć, przesłać sygnał oraz sterować całą gamą sprzętu Apple.
Wydawać by się mogło, że w skromniejszej obudowie zabraknie miejsca na zwyczajowy zestaw wejść i wyjść, ale Marantz wcale nie jest na tle konkurentów ubogi, co więcej, pod niektórymi względami wręcz ich wyprzedza. Musimy tylko zgodzić się na gęste upakowanie wyposażenia, ale producent zrobił wszystko (różnorodność gniazd, strefy kolorystyczne), by podłączenie kabli nie było kłopotliwe.
Wejścia i wyjścia
Marantz NR1605 pozostał w układzie siedmiu wyjść głośnikowych, każde z nich jest zakręcane (przez ograniczone miejsce trzeba uważać, podczas posługiwania się końcówkami kabli bez izolacji), ale najbardziej cieszy nie konstrukcja terminali, lecz zmiana polityki względem impedancji podłączanych zespołów głośnikowych. Podobnie jak do Denona, możemy wreszcie do NR1605 swobodnie podłączyć obciążenia 4-omowe! Tak… po prostu, bez żadnego układu selekcji impedancji i ograniczeń.
Producent zmieścił na tylnym panelu aż siedem wejść HDMI i jedno wyjście, które dzięki wbudowanym układom konwersji sygnałów wizyjnych, przetwornikowi ADC i skalerowi do rozdzielczości 4K sprosta raczej wszystkim wyzwaniom. Bez obaw skorzystamy więc z wejść analogowych (są dwa gniazda komponent i aż trzy kompozyt), przygotowano także po jednym wyjściu dla każdego z tych standardów.
Marantz pozwoli także podłączyć trzy źródła analogowe (pary RCA) i dwa cyfrowe (jedno gniazdo optyczne i jedno współosiowe), w ramach wyjść RCA przewidziano subwoofer (LFE) oraz parę gniazd dla kanałów przednich.
Można więc podłączyć lepszą końcówkę mocy. Funkcjonalność drugiej strefy podtrzymuje kolejna, dedykowana para RCA, ale możemy do tego zadania oddelegować także dwie z wbudowanych końcówek mocy.
Już poprzednik, NR1604, był amplitunerem z dość mocno rozbudowanymi możliwościami sieciowymi, w Marantzu NR1605 dokonano jednak wielu modyfikacji. Widać przy tej okazji znakomicie "powinowactwo" Marantza i Denona.
Do amplitunera Marantz NR1605 przebojem wdarły się dwa układy - Bluetooth oraz moduł Wi-Fi, czyli dokładnie te same, które premierowo ujrzeliśmy w AVR-X2100W. Bluetooth pracuje w formule aptx, zapewniając szeroką kompatybilność i wysoką (jak na ten rodzaj przesyłania sygnałów audio) jakość.
Wi-finie ma wprawdzie dodatku Direct, jednak w większości sytuacji sprawdzi się i tak znakomicie, uwalniając nas od konieczności prowadzenia kabli.
Marantz potrafi wykorzystać potencjał sieciowy na wiele różnych sposobów, wśród których warto wymienić Airplay, radio internetowe, funkcję odtwarzacza strumieniowego na bazie protokołu DLNA, a także obsługę serwisu Spotify.
Zarówno przez DLNA, jak i gniazdo USB (z podłączonym nośnikiem pamięci) prześlemy, a amplituner je później zdekoduje, pliki MP3, WMA, WAV, AAC, także mieszczące materiał wysokiej rozdzielczości Flac (24 bity/192 kHz), AIFF (24 bity/ 192 kHz), DSD i Alac (24 bity/96 kHz).
Odsłuch
Sprzęt Marantza, również wielokanałowy, kupują klienci oczekujący czegoś więcej niż tylko mocy i wybuchowości. Jednak Marantz nie idzie na skróty i nie wpada w audiofilski "manieryzm", nie udowadnia swojej klasy tylko uspokojeniem brzmienia.
Przede wszystkim Marantz NR1605 gra szybko i zwinnie, dobrze trzyma rytm, prowadząc bas bardzo sprawnie. Dobra przejrzystość dotyczy całego pasma, a nie tylko wysokich tonów, nie jest skojarzona z rozjaśnieniem, lecz z dokładnością.
Żywe, bezpośrednie brzmienie było charakterystyczne dla zeszłorocznego modelu NR1604, najnowsza konstrukcja nie odbiega od tego stylu i potrafi dostarczyć emocje, ale nie jest to brzmienie jednostronne i nakręcone - jego siła leży właśnie w umiejętności zmiany nastroju.
Niskie tony są prowadzone równo i odpowiedzialnie, więcej swobody usłyszymy na górze pasma. Na brak detali nie będziemy narzekać, a w nagraniach wielokanałowych rozwinie się efektowna przestrzeń. Nie będzie to taka szarża, jak z Denona, lecz wystarczy, aby znaleźć się w środku akcji.
Strefowy urodzaj
Od amplitunera w tym przedziale cenowym możemy już oczekiwać sprawnej obsługi dodatkowej strefy. Większość modeli oferuje takie funkcje, choć ich zakres jest zróżnicowany.
Druga strefa to, inaczej mówiąc, system A/V w sąsiednim pomieszczeniu, który wykorzystuje działanie amplitunera stojącego w głównym pokoju. O parę kolumn trzeba już oczywiście zatroszczyć się samemu, jednak można wykorzystać funkcje przedwzmacniacza, procesora, wzmacniaczy i oczywiście źródeł podłączonych do amplitunera.
Siedem wbudowanych końcówek mocy może zasilać siedem kolumn w głównym pokoju, a dwie z nich możemy wykorzystać do wzmacniania sygnału dla głośników w drugiej strefie. Wtedy bazowy system wielokanałowy uszczuplimy z konfiguracji 7.1 do 5.1, która w większości wypadków zupełnie wystarczy.
Jeżeli amplituner dysponuje niskopoziomowymi wyjściami RCA przygotowanymi specjalnie dla drugiej strefy, możemy pozostawić w głównym pokoju układ 7.1, a sygnał do zdalnej strefy poprowadzić interkonektami RCA i tam zainstalować dodatkowy wzmacniacz (końcówkę mocy).
Możliwy jest jeszcze inny scenariusz: jeśli amplituner ma wyjścia z przedwzmacniacza dla kanałów przednich, wówczas zamiast instalować końcówkę mocy w drugim pokoju, możemy ją wykorzystać (kupując wyższej klasy wzmacniacz) w pomieszczeniu głównym, a „na zewnątrz” wysłać sygnał z układów amplitunera.
Radek Łabanowski