PARASOUND
Halo A52

Na tle C1 końcówka A52 wygląda nudnie i podejrzanie skromnie. Podejrzenia częściowo się sprawdzają - ponieważ jest to urządzenie pięciokanałowe, więc chcąc skorzystać ze wszystkich możliwości C1, należy zakupić dodatkowo stereofoniczną końcówkę, również przez Parasounda w ramach linii Halo oferowaną.

Nasza ocena

Wykonanie
A52 prezentuje się skromniej i bazuje na sprawdzonych metodach amplifikacji.
Brzmienie
Bardzo czyste, neutralne, choć mało angażujące. W kategoriach wierności oryginałowi może jednak stanowić wzorzec dla niemal wszystkich dostępnych w tej chwili urządzeń home theater.
Możesz pobrać ten artykuł w formacie

Parasound A52 zbudowano w oparciu o jeden ogromny transformator toroidalny o mocy 1,4kW, zalany żywicą epoksydową i pięć identycznych modułów z końcówkami mocy. I tu krótka dygresja na temat transformatora: w układach wielokanałowych można wyróżnić dwa główne sposoby konstruowania zasilania - albo przy pomocy jednego wielkiego trafa dla wszystkich kanałów, albo osobnych, mniejszych transformatorów dla każdego kanału osobno.

Każde z tych rozwiązań ma swoje plusy i minusy. Zwolennicy separacji zasilania twierdzą, że - podobnie jak w klasycznych urządzeniach stereofonicznych - eliminuje się w ten sposób wzajemną modulację, a tym samym przesłuchy międzykanałowe.

John Curl, wraz z innymi, sądzi natomiast, że nie ma sensu stosować oddzielnego zasilania np. dla kanałów tylnych, ponieważ zapotrzebowanie na moc jest w nich wielokrotnie mniejsza niż w przednich. Używając więc znacznie większego, jednego transformatora, uzyskujemy "elastyczność".

Na wejściu wzmacniaczy, w symetrycznej konfiguracji kaskady, pracują tranzystory J-FET, w driverze MOSFET (obydwa stopnie w klasie A), a na wyjściu dwie pary bipolarów o sporym prądzie (15A) i dużym paśmie przenoszenia (60MHz), pracujące w klasie AB. Taka aranżacja ma na celu wykorzystanie zalet każdego z nich i ominięcie słabości.

J-FET-y (Junction Field Effect Transistors) charakteryzują się wysoką impedancją wejściową, co ułatwia ich sterowanie przez dowolny przedwzmacniacz. MOSFET-y (Metal Oxide Field Effect Transistors), dzięki nieco miękkiemu charakterowi góry i nasyconemu środkowi, przypominają dźwiękiem urządzenia lampowe.

Techniczne wyjaśnienie tego fenomenu jest proste: MOSFET-y generują głównie parzyste zniekształcenia harmoniczne, które są znacznie lepiej tolerowane przez ucho człowieka. Wybór bipolarów dla stopnia prądowego jest dość oczywisty: ich odporność na przeciążenia, przesterowania itp. jest znacznie większa niż tranzystorów polowych.

Układy symetryzujące wejście umieszczono tuż przy gniazdach RCA, tak więc sygnał wewnątrz płynie wyłącznie w formie zbalansowanej. Każdy kanał zbudowany jest w formie oddzielnego modułu, z własnym radiatorem. Na płytkach znajdziemy metalizowane oporniki o tolerancji 1% oraz kondensatory polipropylenowe i mikowe.

Wzmacniacz może być włączony zdalnie poprzez C1. Zadbano również o to, aby równoczesne włączenie obydwu urządzeń nie skutkowało głośnym "puknięciem" w głośnikach. Na wejściu A52 pracują bowiem oporniki typu NTC - Negative Temperature Coefficient, które przy włączeniu przepuszczają tylko 50% prądu i dopiero po rozgrzaniu zwierane są przekaźnikami o złoconych stykach.

Gniazda głośnikowe nie wabią błyskotkami, bo choć złocone, mają zaciski z utwardzanego plastiku. Są one jednak bardzo solidne, a ich działanie pewne. Parasound zadbał o formalne potwierdzenie możliwości Halo A52, ponieważ na jego przednim panelu znajdziemy logo THX Ultra2.

Oznacza to, że urządzenie przeszło rygorystyczne pomiary w labolatoriach LucasFilm (w ich skład wchodzą m.in. dynamika, szumy, moc) i spełniło wymagania objęte tym certyfikatem.

Pozostałe sprzęty w systemie:

HALO C1 (Procesory AV)

Odsłuch

Parasounda - jak wspomniałem - wyposażono w poręczny pilot zdalnego sterowania, który znacznie ułatwia jego obsługę. Proces kalibracji jest szybki i bardzo skuteczny. Próby ustawień "na ucho" kończyły się zwykle zbliżonymi nastawami.

I znając cenę amerykańskich "skrzynek" można by po takim wstępie oczekiwać fajerwerków, strzelających petard, basu wciskającego w fotel, masażu stóp i słodkiej, perlistej góry. A tutaj nic takiego nie następuje. Płyta za płytą, film za filmem, jedna audiofilska produkcja za drugą, a stopy nie wymasowane, fotel nietknięty...

Zestaw został bowiem pomyślany nie jako "kreator", a swego rodzaju "przekaźnik". Łatwo więc było rozpoznać różnice pomiędzy ścieżkami Dolby Digital i DTS z płyty Diany Krall "Live in Paris" (Verve), polegające głównie na lepszej "namacalności" drugiego z nich. DD przekazywał fortepian całkiem dobrze, jednak to DTS pokazał jego barwę wiernie. Ale i DD rysuje instrumenty dosyć dokładnie, chociaż na tym poziomie cenowym DTS zwykle "zabija" swojego rywala.

Przy bezpośrednim porównaniu z konkurentem przekaz DD jest bardziej matowy i - w konsekwencji - mniej wciągający. Amerykański komplet dobrze rozplanowuje przestrzeń, nie siląc się jednak na superprecyzyjne wyodrębnianie instrumentów. Przestrzeń wokół słuchacza ma raczej lekki charakter. Nie jesteśmy więc przykuwani do głośnika przez nagłe wydarzenia.

Bardzo dobrze oddana została natomiast głębia. Zarówno scena przed, jak i dźwięk otaczający z boków i za słuchaczem miały dobrą gradację i dobrze tworzyły iluzję koncertu.

Paradoksalnie, Parasound dzięki swojej umiejętności "znikania" był nieco zbyt bezosobowy, więc nie zawsze satysfakcjonująca była zdolność do wciągania w akcję filmów. Nic wprawdzie nie męczyło, ani nie przeszkadzało w odbiorze, ale nie było w tym również pasji i wigoru.

Góra kompletu, chociaż otwarta i zawsze obecna, jest minimalnie wygładzona - nie ma ostrych szpilek i syknięć. Nie ma jednak co liczyć na pozwalającą zapomnieć o złych realizacjach łagodność. Ponadto trzeba pamiętać, że zaraz po włączeniu do sieci jest ona nieco zapiaszczona i zbyt nachalna. Parasound potrzebuje trochę czasu na optymalne rozgrzanie się.

Dobre realizacje ujawniają swój potencjał również w dziedzinie basu, który na nowej edycji płyty "Dark Side of The Moon" Pink Floyd (EMI, SACD) ma dobrą definicję i potrafi zejść bardzo nisko. W tej dziedzinie Parasound nie ma żadnych zahamowań i jeżeli na płycie pojawi się niski impuls, to go pokaże, jeżeli zaś go nie ma, to niczego nie "dorobi".

Płyty DVD-Audio są realizowane inaczej niż SACD. Dobrze słychać, że chodzi raczej o zrobienie wrażenia na przygodnym słuchaczu, a nie na oddaniu subtelności nagrania. Tak było w przypadku płyty Grahama Nasha "Songs for Survivors" (DTS Enterteinment, DVD-A 24/48), która ma wyraźnie przerysowaną górę. Parasound niczego w tym przypadku nie zmiękczył i nie zatarł, chociaż - na szczęście - nie zabił też nadmiarem szczegółów.

DVD-A ma jednak cechę, której mi na płytach SACD nieco brakuje - dynamikę. Nikt formatowi nie zabierze tej umiejętności błyskawicznych zmian, uderzenia itp. Halo C1+A52 pozwoliły na głębokie tąpnięcia i szybkie wejścia instrumentów. Głos Nasha był podawany nieco z przodu, ale ponieważ tak został nagrany, można to liczyć raczej na plus Parasounda.

Być może po początkowym zachłyśnięciu się możliwościami DVD-A realizatorzy powrócą do odtwarzania rzeczywistości, a nie jej kreowania. Szlak przetarli bracia Chesky dzięki takim płytom, jak "Steppin" Christy Baron (Chesky Records).

Wrażenie obecności w pomieszczeniu o nieco ciemnym pogłosie było pierwszorzędne. Bardzo dokładnie rysowany był zarówno głos wokalistki, jak i instrumentów towarzyszących, w tym kontrabasu. Miał on wyraźne kontury i dobre zejście.

Przy tej okazji wypróbowałem ustawienie głośników rekomendowane przez tę wytwórnię, gdzie nie ma kanału centralnego i subwoofera, zaś dookoła słuchacza ustawionych jest sześć pełnozakresowych głośników. Jeżeli ktoś z Państwa lubi nagrania wielokanałowe, MUSI tego posłuchać. Jeżeli zaś ktoś jest za dwoma kanałami, POWINIEN posłuchać, żeby poznać język wroga.

Testowany zestaw ze względu na cenę może się wydawać nie najlepiej "zbalansowany", ponieważ wzmacniacz jest wyraźnie tańszy od procesora. Wynika to jednak z faktu, że aby cieszyć się z pełnej konfiguracji 7.1 potrzeba dokupić dodatkową stereofoniczną końcówkę mocy.

Dystrybutor w tej roli widzi A23 w cenie 5500 zł, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaszaleć i pomyśleć o A21 za 12 000 zł. Wówczas ceny komponentów dekodującego i wzmacniających będą zbliżone.

Urządzenia Parasound używane są w studiach LucasFilm podczas oceny masteringu ścieżek wielokanałowych w produkcji kolejnych epizodów "Gwiezdnych Wojen".

I właśnie wierność wydaje się być ich główną zaletą. Nie wszystkim jednak przypadnie do gustu ich pewna zachowawczość i beznamiętność. Parasound nie jest artystą, ale dokładnym rzemieślnikiem, który pracuje zgodnie z planem, bez "fajerwerków próżności".

Wojciech Pacuła

Specyfikacja techniczna

PARASOUND Halo A52
Ilość kanałów 5
Moc znamionowa 8 [W]
Moc znamionowa 4 [W] 241
Wymiary: wys./szer./gł., W przypadku urządzeń testowanych w AUDIO wartość mierzona.
Laboratorium
Parasound HALO A52

Jak widać z rys.1, pasmo przenoszenia wzmacniacza nie ma się czego wstydzić. W polu +/-1dB zmieścił się cały mierzony zakres, a więc 10Hz- 100kHz. Występują nieznaczne rozbieżności dla testowanych impedancji, wraz z 8 omami przy 100kHz pojawia się -0,8dB, a wraz z 4 omami ok. -0,9dB. Przy 10Hz mamy -0,1dB (!!!). Życzyłbym tego każdemu wzmacniaczowi. Widać jednak różnicę wzmocnień napięciowych. Po takim piecu spodziewaliśmy się też wyższego współczynnika tłumienia, niż skromne 29 w odniesieniu do 8 omów.

Idąc dalej natrafiamy jednak na kolejną kategorię, w której A52 spisuje się świetnie. Współczynnik S/N ma wartość 92dB, szumy sprowadzono więc do znikomego poziomu. Gdy dodamy, iż urządzenie ma całkiem sporą moc, rozbudzimy zainteresowanie dynamiką - Parasound oferuje 116dB.

Niepodważalny w tym udział 165W/8 omów, wzmocnienie napięciowe wynosi stosunkowo niewiele, bo 27,84V/V, a do pełnego wysterowania końcówki będziemy potrzebować napięcia wartości 1,3V. To całkiem sporo, ale nikt nie będzie chyba próbował kombinacji A52 z DVD lub CD, a procesor z pewnością poradzi sobie z wymaganiami A52.

Zasilacz Parasounda nie pozwala w pełni wykorzystać możliwości pięciu końcówek jednocześnie, ale spadek jest akceptowalny. Mamy 2x130W i ponad 5x100W przy jednoczesnym obciążeniu pięciu końcówek.

Urządzenie poradzi sobie z impedancją 4 omów, zarówno w stereo (wspaniałe 2x241W) jak i w trybie pięciokanałowym, kiedy to do kolumn popłynie 5x153W.

Analiza zniekształceń z rys.2 daje wyniki wyśmienite, poziom zniekształceń utrzymany jest w okolicach -100dB. Najsilniejsza jest trzecia szpilka przy -93dB.

Zmiany zniekształceń w rozpatrywanym przedziale mocy wyjściowej ilustruje rys.3. Przebieg jest bardzo typowy dla dobrego wzmacniacza tranzystorowego, zniekształcenia są niższe od 0,1% już przy mocach rzędu kilku dziesiątych wata. Rodzaj obciążenia w kryterium THD+N wydaje się dla urządzenia zupełnie obojętny.

PARASOUND testy
Live Sound & Installation kwiecień - maj 2020

Live Sound & Installation

Magazyn techniki estradowej

Gitarzysta marzec 2024

Gitarzysta

Magazyn fanów gitary

Perkusista styczeń 2022

Perkusista

Magazyn fanów perkusji

Estrada i Studio czerwiec 2021

Estrada i Studio

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Estrada i Studio Plus listopad 2016 - styczeń 2017

Estrada i Studio Plus

Magazyn muzyków i realizatorów dźwięku

Audio marzec 2024

Audio

Miesięcznik audiofilski - polski przedstawiciel European Imaging and Sound Association

Domowe Studio - Przewodnik 2016

Domowe Studio - Przewodnik

Najlepsza droga do nagrywania muzyki w domu