Wymieńmy je dla porządku: Dolby Digital EX, DTS ES (Discrete i Matrix), DTS 96/24, Dolby Pro Logic II, THX Ultra2 oraz THX Surround EX. Zabrakło tylko dekodera HDCD. Urządzenie ma otwartą architekturę (dekodowanie przeprowadza się w układach DSP Motoroli), i można mieć nadzieję, że możliwy będzie jego późniejszy upgrade.
Oprócz klasycznych, całkowicie analogowych wejść i wyjść 7.1, Parasound C1 wyposażono w dodatkowe cztery wyjścia, które mogą zostać dowolnie zaprogramowane: mogą to być np. dodatkowe wyjścia subwooferowe, wyjścia dla drugiej strefy, wyjścia do bi-ampingu dowolnego kanału itd.
Ponieważ urządzenie jest całkowicie zbalansowane, można podłączyć do niego CD ze zbalansowanym wyjściem, zaś sygnał, dziewięcioma kanałami (!) wysłać do zbalansowanych końcówek mocy. Będąc przy połączeniach analogowych warto wspomnieć, iż ich część jest całkowicie odseparowana od wejść wizyjnych i pracuje bez przyporządkowywania.
Do kompletu otrzymujemy również w pełni odseparowaną drugą strefę. Interfejs użytkownika (czyli po prostu przyciski i gałki) jest, dzięki obecności wyświetlacza, przyjazny i przypomina raczej nieco większy wzmacniacz niż urządzenie o tylu możliwościach.
Dostępne jest oczywiście zdalne sterowanie. Do dyspozycji mamy dwa piloty - Master, obsługujący wszystkie operacje oraz SideKick, służący do wydawania podstawowych komend w drugiej strefie.
Master jest typowym "inteligentnym" pilotem i posiada dotykowy wyświetlacz ciekłokrystaliczny. Jak zawsze w takim wypadku, jego obsługa jest prosta tylko do pewnego momentu i trzeba poświęcić sporo czasu na "ćwiczenia praktyczne", żeby się do niego przyzwyczaić.
Główny pilot jest wstępnie zaprogramowany, ale aby wprowadzić swoje własne nazwy wejść, ustawienia itp. warto skorzystać z programu komputerowego i całość tej operacji wykonać na ekranie monitora.
I na koniec, chyba najważniejsza rzecz: urządzenie posiada układ do automatycznej kalibracji wszystkich parametrów. Wystarczy więc umieścić mikrofon w odpowiednim miejscu, wymówić odpowiednie zaklęcie (przy ręcznej konfiguracji są to zwykle przekleństwa) i spokojnie zasiąść do oglądania.
W rzeczywistości w czasie tej operacji wysyłane są serie sygnałów, które są mierzone i stanowią podstawę do korekt wprowadzanych automatycznie do pamięci. Każdego, kto miał wcześniej z tak zaawansowaną autokalibracją kontakt - np. przy okazji amplitunera Pioneera VSA-AX10Ai - nie powinny przerazić wycia i stuki dochodzące z głośników.
Trzeba powiedzieć, że pomiar został skalibrowany bardzo dokładnie, ponieważ różnica pomiędzy nastawami, a wartościami zmierzonymi przy użyciu płyty z sygnałami generatora i miernikiem Neutrika, nie przekraczała 0,5dB.
Dekoder Halo C1 jest bardzo wysoki, a to za sprawą piętrowej konstrukcji wewnętrznej. Każda sekcja otrzymała własną, odseparowaną płytkę. Wejścia niezbalansowane buforowane są przez należące do prestiżowej serii SoundPlus układy Burr-Browna OPA2134, charakteryzujące się wejściem typu FET i ultra-niskimi zniekształceniami.
Za gniazdami XLR znajdziemy natomiast dodatkowo układy Burr-Browna DRV134AV. Dekodowanie D/A odbywa się w układach AKM AK4393 (24/96) o multibitowej architekturze typu sigmadelta i symetrycznym wyjściu. Ich dynamika wynosi imponujące 120dB, przekładające się na realną rozdzielczość 20 bitów.
Wybór tego konkretnego przetwornika implikuje jednak pewne ograniczenia. Nie ma szans na dekodowanie strumienia 24/192, ani tym bardziej DSD z płyt SACD. Dla wielu nie będzie to oczywiście problemem, jako że przyszłość obydwu formatów jest dyskusyjna, jednak Parasound C1 kosztuje tak wiele, że pewien rodzaj "zabezpieczenia" ("future proof") powinien zostać zachowany.
Wariant wybrany w Parasoundzie jest więc nieco konserwatywny, ale - może paradoksalnie - na tę chwilę lepszy. Trzeba bowiem pamiętać, że nowe przetworniki "wieloformatowe" są często wyraźnie gorsze od AK4393. Wyjściem sterują ponownie układy OPA2134. Regulacja głośności odbywa się w scalonych drabinkach rezystorowych.
Część elektroniczna wykonana jest bardzo ładnie i z dbałością o szczegóły, o czym świadczy np. osobny wzmacniacz słuchawkowy oparty na układach BB OPA2134.
Jedynym problemem, przynajmniej przy wyższych niż 48 kHz częstotliwościach próbkowania, może okazać się jednak odbiornik sygnału cyfrowego, w tym przypadku Crystal CS8415. Układ ten nie posiada pętli PLL i w związku z tym jest podatny na jitter. Przy wyborze źródła trzeba więc poświęcić nieco więcej czasu niż zwykle, ponieważ różnice pomiędzy różnymi odtwarzaczami mogą się okazać większe niż zazwyczaj.
Na koniec zostawiłem sprawę zasilania - w C1 zastosowano zasilacz impulsowy. Stosuje go z powodzeniem tylko LINN i Chord, z tym, że tam są to skomplikowane układy, nad którymi pracowano przez wiele lat. Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem na jego obecność w Halo C1 jest chyba tylko chęć zmniejszenia jego masy (bo kosztów raczej nie...).
Pozostałe sprzęty w systemie:
HALO A52 (wielokanałowe końcówki mocy)
Odsłuch
Parasounda - jak wspomniałem - wyposażono w poręczny pilot zdalnego sterowania, który znacznie ułatwia jego obsługę. Proces kalibracji jest szybki i bardzo skuteczny.
Próby ustawień "na ucho" kończyły się zwykle zbliżonymi nastawami. I znając cenę amerykańskich "skrzynek" można by po takim wstępie oczekiwać fajerwerków, strzelających petard, basu wciskającego w fotel, masażu stóp i słodkiej, perlistej góry. A tutaj nic takiego nie następuje. Płyta za płytą, film za filmem, jedna audiofilska produkcja za drugą, a stopy nie wymasowane, fotel nietknięty...
Zestaw został bowiem pomyślany nie jako "kreator", a swego rodzaju "przekaźnik". Łatwo więc było rozpoznać różnice pomiędzy ścieżkami Dolby Digital i DTS z płyty Diany Krall "Live in Paris" (Verve), polegające głównie na lepszej "namacalności" drugiego z nich.
DD przekazywał fortepian całkiem dobrze, jednak to DTS pokazał jego barwę wiernie. Ale i DD rysuje instrumenty dosyć dokładnie, chociaż na tym poziomie cenowym DTS zwykle "zabija" swojego rywala.
Przy bezpośrednim porównaniu z konkurentem przekaz DD jest bardziej matowy i - w konsekwencji - mniej wciągający. Amerykański komplet dobrze rozplanowuje przestrzeń, nie siląc się jednak na superprecyzyjne wyodrębnianie instrumentów. Przestrzeń wokół słuchacza ma raczej lekki charakter. Nie jesteśmy więc przykuwani do głośnika przez nagłe wydarzenia.
Bardzo dobrze oddana została natomiast głębia. Zarówno scena przed, jak i dźwięk otaczający z boków i za słuchaczem miały dobrą gradację i dobrze tworzyły iluzję koncertu. Paradoksalnie, Parasound dzięki swojej umiejętności "znikania" był nieco zbyt bezosobowy, więc nie zawsze satysfakcjonująca była zdolność do wciągania w akcję filmów. Nic wprawdzie nie męczyło, ani nie przeszkadzało w odbiorze, ale nie było w tym również pasji i wigoru.
Góra kompletu, chociaż otwarta i zawsze obecna, jest minimalnie wygładzona - nie ma ostrych szpilek i syknięć. Nie ma jednak co liczyć na pozwalającą zapomnieć o złych realizacjach łagodność. Ponadto trzeba pamiętać, że zaraz po włączeniu do sieci jest ona nieco zapiaszczona i zbyt nachalna. Parasound potrzebuje trochę czasu na optymalne rozgrzanie się.
Dobre realizacje ujawniają swój potencjał również w dziedzinie basu, który na nowej edycji płyty "Dark Side of The Moon" Pink Floyd (EMI, SACD) ma dobrą definicję i potrafi zejść bardzo nisko. W tej dziedzinie Parasound nie ma żadnych zahamowań i jeżeli na płycie pojawi się niski impuls, to go pokaże, jeżeli zaś go nie ma, to niczego nie "dorobi".
Płyty DVD-Audio są realizowane inaczej niż SACD. Dobrze słychać, że chodzi raczej o zrobienie wrażenia na przygodnym słuchaczu, a nie na oddaniu subtelności nagrania. Tak było w przypadku płyty Grahama Nasha "Songs for Survivors" (DTS Enterteinment, DVD-A 24/48), która ma wyraźnie przerysowaną górę. Parasound niczego w tym przypadku nie zmiękczył i nie zatarł, chociaż - na szczęście - nie zabił też nadmiarem szczegółów.
DVD-A ma jednak cechę, której mi na płytach SACD nieco brakuje - dynamikę. Nikt formatowi nie zabierze tej umiejętności błyskawicznych zmian, uderzenia itp. Halo C1+A52 pozwoliły na głębokie tąpnięcia i szybkie wejścia instrumentów. Głos Nasha był podawany nieco z przodu, ale ponieważ tak został nagrany, można to liczyć raczej na plus Parasounda.
Być może po początkowym zachłyśnięciu się możliwościami DVD-A realizatorzy powrócą do odtwarzania rzeczywistości, a nie jej kreowania. Szlak przetarli bracia Chesky dzięki takim płytom, jak "Steppin" Christy Baron (Chesky Records).
Wrażenie obecności w pomieszczeniu o nieco ciemnym pogłosie było pierwszorzędne. Bardzo dokładnie rysowany był zarówno głos wokalistki, jak i instrumentów towarzyszących, w tym kontrabasu. Miał on wyraźne kontury i dobre zejście.
Przy tej okazji wypróbowałem ustawienie głośników rekomendowane przez tę wytwórnię, gdzie nie ma kanału centralnego i subwoofera, zaś dookoła słuchacza ustawionych jest sześć pełnozakresowych głośników. Jeżeli ktoś z Państwa lubi nagrania wielokanałowe, MUSI tego posłuchać. Jeżeli zaś ktoś jest za dwoma kanałami, POWINIEN posłuchać, żeby poznać język wroga.
Testowany zestaw ze względu na cenę może się wydawać nie najlepiej "zbalansowany", ponieważ wzmacniacz jest wyraźnie tańszy od procesora. Wynika to jednak z faktu, że aby cieszyć się z pełnej konfiguracji 7.1 potrzeba dokupić dodatkową stereofoniczną końcówkę mocy.
Dystrybutor w tej roli widzi A23 w cenie 5500 zł, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, żeby zaszaleć i pomyśleć o A21 za 12 000 zł. Wówczas ceny komponentów dekodującego i wzmacniających będą zbliżone.
Urządzenia Parasound używane są w studiach LucasFilm podczas oceny masteringu ścieżek wielokanałowych w produkcji kolejnych epizodów "Gwiezdnych Wojen". I właśnie wierność wydaje się być ich główną zaletą. Nie wszystkim jednak przypadnie do gustu ich pewna zachowawczość i beznamiętność. Parasound nie jest artystą, ale dokładnym rzemieślnikiem, który pracuje zgodnie z planem, bez "fajerwerków próżności".
Wojciech Pacuła