Kiedyś wydawały mi się one produktem luksusowym, niedostępnym dla zwykłego śmiertelnika, i choć nie pamiętam dokładnie, ile kosztowały, to obecne chyba nie są już tak drogie. Najlepsza konstrukcja, którą właśnie testujemy, kosztuje przecież mniej niż 10 000 zł...
To oczywiście nie jest sfera niskobudżetowa, ale z hi-endem bym nie przesadzał. Samą firmę też to jakoś pozycjonuje na rynku, bowiem mamy jednocześnie do czynienia z jej najdroższą propozycją, podczas gdy konkurenci poczynają sobie znacznie śmielej i wędrują na wyższe półki cenowe.
Dawne Veritasy testowaliśmy w Audio, a pamiętam je z pewnego konstrukcyjnego szczegółu - choć to w zasadzie nie szczegół, a bardzo ważny element - z kopułkowego głośnika średniotonowego, już wtedy używanego rzadko.
Kopułkowe średniotonowce wydawały się mieć przyszłość wtedy, gdy się pojawiły - a więc jeszcze wcześniej, w latach 80., jednak większość producentów wycofała się z ich stosowania. Wycofało się też Energy i współczesne Veritasy ani tym elementem, ani praktycznie żadnym innym nie przypominają tych sprzed dekady.
Ówczesne, o ile pamiętam, miały wszystkie membrany aluminiowe, a teraz aluminiowa jest tylko kopułka wysokotonowa; pozostałe przetworniki - zarówno w Energy V-6.3, jak i w innych modelach serii - mają membrany z Kevlaru (mimo że nie zdradza tego ich czarny kolor).
W serii Veritas znajdują się dwie konstrukcje wolnostojące - oprócz "naszych" Energy V-6.3 są też dwuipółdrożne V-6.2, jedna pełnozakresowa (w tym znaczeniu, że przeznaczona do samodzielnej pracy) podstawkowa V-5.1, miniaturowe, satelitarne V-Mini, dwa centralne - większy V-5.2-C i mniejszy V-Mini-C, surroundowy dipol V-S i subwoofer V-SW10.
Zorientowane na kino
O kinodomowej orientacji serii Veritas świadczy nie tylko duży wybór wyspecjalizowanych w tym kierunku konstrukcji, ale też fakt, że producent prezentuje, oprócz nich samych, również rekomendowane ich kombinacje - czyli pełne systemy 5.1.
Np. kolumny Energy V-6.3, w systemie nazwanym tak samo, występują razem z surroundami V-S, centralnym V-5.2-C i, oczywiście, subwooferem V-SW10. Wróćmy jednak z wielokanałowej dżungli do swojskiego i zrozumiałego dla wszystkich stereo...
Myślę, że to jeden z powodów nieśmiertelności systemów dwukanałowych - z jednej strony są szanowane przez audiofilów, którzy dają im siłę prestiżu, z drugiej - są łatwe do pojęcia przez Kowalskiego, który wabiony bogatymi, rozłożystymi systemami wielokanałowymi, może i chciałby je mieć, ale nie do końca wie jak…
W samych Energy V-6.3 nie ma nic, co wskazywałoby na ich kinową predestynację. Kolumna jest smukła, ale nie jest to chudziak, ściśnięty wymaganiami lifestylowego designu (przepraszam za okropne wyrażenie).
Proporcje obudowy są nowoczesne, lecz zdrowe akustycznie (dużą objętość zapewnia znaczna głębokość) i przyjemne dla oka (umiarkowana szerokość). Obudowa stoi na cokole, który bardzo pomaga w ustabilizowaniu szczupłej i wysokiej skrzynki, jednak nie jest on tak brutalnie i monumentalnie obszerny, jak w B&W CM9.
Smak luksusu ma jednak wprowadzać przede wszystkim wysoki połysk, który dotyczy zarówno, w oczywisty sposób, wersji "piano black", jak i naturalnej okleiny palisandrowej pojawiającej się w naszym teście.
Układ głośnikowy
Układ głośnikowy jest czytelny na pierwszy rzut oka i nie skrywa żadnych niespodzianek. Z parą 18-cm przetworników niskotonowych współpracuje 15-cm średniotonowy i 25-mm kopułka. Ustalono więc dość typowe proporcje, różnicując głośniki niskotonowe i średniotonowy, jednak ich membrany są już podobne - pojawia się wspomniany Kevlar, a do tego nieruchome korektory fazy.
Kevlar już dawno temu przestał jednoznacznie wskazywać, że mamy do czynienia z konstrukcjami B&W. Używa go wiele firm, nie zawsze w jego oryginalnym żółtym kolorze, często barwiąc go właśnie na czarno - jak w Energy.
Czarny kolor ma też zwykle plecionka z włókna szklanego, mimo to wprawne oko odróżni obydwa typy - Kevlar ma zwykle grubszy splot i połyskuje w charakterystyczny, bardziej metaliczny sposób.
Zalety Kevlaru w przetwarzaniu średnich tonów gruntownie objaśnił największy jego promotor w technice głośnikowej, firma B&W, ale i ona nie stosuje go w głośnikach niskotonowych, co ma miejsce w Energy. Pleciona membrana nie jest tak sztywna (co w niskotonowych jest cenione) jak metalowa czy choćby celulozowa, zwłaszcza gdy nie ma usztywniającej nakładki przeciwpyłowej, ale...ale...
Chciałbym znaleźć jakiś poważny argument tłumaczący jej stosowanie w tym miejscu - ale nie potrafi ę. Mogę tylko zgodzić się, że nie ma też wielkiego problemu, skoro takie głośniki pracują często jako nisko-średniotonowe, a poza tym kolumna zyskuje na elegancji, gdy głośniki niskotonowe i średniotonowy wyglądają podobnie.
Zawieszenia membran też są podobne, ale niezupełnie zwyczajne - mają małe zmarszczki, których znaczenia producent nie wyjaśnia, zwraca jednak uwagę, że ich eliptyczny - a nie półokrągły ("halfroll") - profi l ma znacznie lepsze właściwości i redukuje zniekształcenia.
Tajemniczy moduł
Najbardziej tajemnicze pozostaje hasło "Convergent Source Module" (CSM), które ma być sercem kolumn Energy, zapewniając szerokie rozpraszanie, niskie zniekształcenia i zadziwiające osiągi w zakresie średniotonowym (dosłowne tłumaczenie firmowej prezentacji).
Czym w gruncie rzeczy jest ten moduł i gdzie ma się znajdować? Prawdopodobnie chodzi po prostu o połączenie głośnika średniotonowego i wysokotonowego w obrębie jednej płytki na froncie obudowy; pamiętam ją z czasów, gdy działała tu kopułka średniotonowa - dwie kopułki razem wyglądały rzeczywiście fajnie...
Teraz połączenie trochę straciło na uroku, a sama płytka wydaje się nie mieć dużego znaczenia akustycznego. Warto jednak zwrócić uwagę, że obydwa przetworniki są do siebie zbliżone tak, jak to tylko możliwe, co właśnie poprawia charakterystyki kierunkowe, czyli rozpraszanie.
Odsłuch
Było to dawno, około dziesięć lat temu, ale pamiętam jeszcze kolumny Energy testowane za kadencji poprzedniego dystrybutora tej marki. W międzyczasie wiele się na rynku audio zmieniło, swoje warunki podyktowało kino domowe, trochę ewoluowały gusta audiofilów, chociaż koniec końców kolumny, które były dobre wtedy, będą dobre i dzisiaj. Energy ma obecnie ofertę zupełnie innych modeli, jednak brzmienie testowanych Veritasów jest znajome.
Energy było firmą kanadyjską i brzmienie wciąż jest kanadyjskie - zbliżone do wielokrotnie przedstawianych Paradigmów, ale też inne. Ponieważ Paradigm jest doskonale znany z wielu testów, można go potraktować, przynajmniej na początek, jako punkt odniesienia. Podobieństwo dotyczy ogólnego profilu tonalnego - czyli wyeksponowanych skrajów pasma. Ale na tym w zasadzie koniec.
Paradigmy grają dynamicznie, żywiołowo, ekspansywnie, bardziej chropowato, ich mocny bas jest bardziej twardy, a góra - często wyostrzona, metaliczna, zdecydowanie definiująca konturowy, wyrazisty charakter.
Energy V 6.3 są zdecydowanie bardziej uprzejme, gładsze, delikatne, ich duży potencjał niskich częstotliwości nie przejawia się w kopniakach i wibracjach, lecz w obfitości i ociepleniu. Bas jest mocny, ale dość miękki, lecz miękkość ta nie oznacza zmulenia i przeciągania - bas jest wciąż czysty, całkiem rozdzielczy i podążający za rytmem.
Nie nabija go z animuszem, nie popisuje się dynamiką i szybkością, może się podobać swoją konsystencją, gęstością, a dla wielu przede wszystkim - rozciągnięciem, które niesie ze sobą wciąż przynajmniej dobrą kontrolę.
Najniższy bas nie snuje się nie wiadomo skąd i dokąd, mruczy, ale potrafi też z dobrą artykulacją pokazać bardzo konkretny dźwięk, jakiego wcześniej mogliśmy nie słyszeć. Ten bas nie dudni i nie męczy, nie zmusza słuchacza do "zrozumienia", że choć twardy i suchy, to taki być powinien - odwrotnie, jest przyjemny i zarazem efektowny, a momentami wręcz spektakularny, chociaż znając "całą prawdę" o naturalnych brzmieniach instrumentów basowych, moglibyśmy mu zarzucić zbytnią okrągłość i łagodność.
Z kolei podkreślenie wysokich tonów przejawia się przede wszystkim na samym skraju pasma i mimo że pojawia się też lekka dawka metaliczności, to i ona nie niweczy, lecz nawet podkreśla detaliczność i efektowne a zarazem subtelne rozświetlenie, otwarcie i świeżość; brzmienie nie jest bowiem w typowy sposób rozjaśnione, a tylko wykończone - ma szlif, który przynosi delikatny blask wielu dźwiękom, lecz ich nie fałszuje, nie przenosi w wyższe rejestry.
Wysokie tony są wyprowadzone na pierwszy plan bardzo umiejętnie i dyskretnie - jak połączyć dyskrecję z pierwszym planem? Właśnie tak - wyeksponować przede wszystkim tylko najwyższą oktawę, ale też nie przesadzić, nie wyrwać jej gwałtownie, lecz wyciągnąć płynnie.
Sam charakter skrajów pasma powinien wystarczyć, aby zachęcić do Energy V-6.3 wielu klientów, którzy niby chcieliby, a trochę się boją...tutaj ich wzmocnienie nie grozi agresywnością i utratą spójności - ta jest wyśmienita, czemu służą właśnie płynne, spokojne przejścia między wszystkimi podzakresami.
Mamy więc do czynienia z sytuacją zupełnie inną niż w CM9 - w B&W ogólny bilans całego pasma nie wskazuje na przewagę niskich czy wysokich tonów, wręcz przeciwnie, ale nawet wiodąca rola średnich tonów nie tworzy brzmienia tak spójnego, płynnego, uporządkowanego, jak w Energy, które średnicę traktują...nie po macoszemu, lecz z dystansem, choć znowu z uprzejmością, dbając głównie o jej czytelność, wyrównanie, czystość trochę ugrzecznioną, lecz nie zatracającą dobrej analityczności.
I naturalności - rozumianej nie jako podgrzanie i ożywienie, lecz właśnie powstrzymanie się od podbarwień i "podkręcenia". Chociaż poprzez mocne nasycenie niskich tonów całe brzmienie ma w sobie sporo ciepła, to sam środek, odczytywany najlepiej poprzez barwę wokali, jest już neutralny, delikatny, pozostaje przy tym dobrym spoiwem, nie cofa się, muzyka ma pełną integralność, jest łatwo przyswajalna.
Wyrobiony słuchacz odczyta omówione wyeksponowanie niskich i najwyższych częstotliwości a także zmiękczony charakter basu, jednak większość nie będzie musiała długo się do tego przyzwyczajać, a od pierwszych dźwięków odbierze przyjazną łagodność, lekkostrawność - po prostu miłe połączenie ciepła, miękkości, spokoju i lekkości.
Nie wyraża ono nazbyt odważnych, oryginalnych i awangardowych koncepcji, nie wymaga "osłuchania", aby odkryć głębsze pokłady wyrafinowania. Bezpretensjonalne, uniwersalne, a przy tym nienudne, swobodne brzmienie. W takim profilu, dość łatwo wyobrażając sobie potencjalnego klienta, zestrojone doskonale.
Andrzej Kisiel