Francuska firma co roku prezentuje nowe konstrukcje i zdobywa nagrody. Podobny sukces, tyle że w sektorze modeli nisko- i średniobudżetowych, a więc wyrażający się jeszcze większą sprzedażą, osiągnął inny głośnikowy specjalista - JBL.
Focal też zaczął od modeli relatywnie przystępnych cenowo (Spirit, rok 2012, i od razu nagroda EISA), ale wkrótce potem wskoczył na bardzo wysoką półkę flagowym modelem Utopia (z przetwornikami berylowymi) w aktualnej cenie 18 000 zł.
Dołączyły do niej Clear (7000 zł), Elear (4300 zł), a w zeszłym roku Elegia i Stellia - pierwsza w cenie 4000 zł, druga - 13 000 zł. Niewielu producentów ma w zakresie 4000-18 000 zł tyle propozycji, i to mocnych, każdy nowy model jest wsparty intensywną promocją, prezentacjami i testami.
Focal Elegia - konstrukcja
Focal Elegia, obok Stelli, to konstrukcja zamknięta; trzy pozostałe (z tych droższych) są otwarte, ale zamknięte są też znacznie tańsze Listen (mające wersję Wireless), które zastąpiły Spirity.
Z tego "układu sił" (i jego genezy) między modelami otwartymi i zamkniętymi może wynikać, że początkowym zamiarem Focala było adresowanie słuchawek zamkniętych na rynek sprzętu popularnego i mobilnego, a otwartych - do wymagających, zamożnych i "udomowionych" audiofilów.
Jednak będąc już na tym rynku nie tylko w planach, ale w rzeczywistości, zdobywając doświadczenie w kontaktach z własnymi klientami (dystrybutorami), a nie tylko na podstawie badań rynku, Focal najprawdopodobniej dostrzegł, że wśród jego propozycji brakuje słuchawek zamkniętych wyższej klasy.
Czytaj również nasze pozostałe testy urządzeń Focal
Jest na nie po prostu zapotrzebowanie, czymkolwiek by je tłumaczyć, czy to chęcią audiofilskiej izolacji w domowych pieleszach, czy wyjściem z tak luksusowymi słuchawkami na zewnątrz (dzisiaj mobilne to prawie wyłącznie zamknięte), czy wreszcie upodobaniem części audiofilów do brzmienia słuchawek zamkniętych.
Można w pewnym uproszczeniu uznać, że Stellia to zamknięty konkurent dla otwartej Utopii, a Focal Elegia - dla Elear. Odpowiednie pary modeli pokazują bowiem podobne zaawansowanie: te droższe mają przetworniki berylowe, a te tańsze - aluminiowo-magnezowe.
Czy kosztują aż 18 000 zł, czy "tylko" 4000 zł - słuchawki Focala są zapakowane solidnie, chociaż w tym przypadku nie aż luksusowo. Z zewnątrz roboczy karton z tektury, o który pewnie nie będziemy dbać, ale wewnętrzne pudełko jest już eleganckie i sztywne, na pewno go nie wyrzucimy, a tym bardziej zadbamy o etui (wielkości średniej damskiej torebki, o takim też kształcie, obszyte przyjemną tkaniną, zapinane dookoła na zamek błyskawiczny).
Nawet jeżeli słuchawki tej wielkości i w tej cenie zostały przystosowane do zadań mobilnych, chyba nie powinny się do nich ograniczać. O tym, że producent poważnie bierze pod uwagę podłączenie Focali Elegii do wzmacniacza stacjonarnego, świadczy obecność przejściówki (z małego na duży jack), jednak sam kabel, będący na wyposażeniu, sprawi nam w takim podłączeniu pewien (a nawet duży) kłopot, bowiem ma długość tylko 120 cm.
Oczywiście można usiąść przed samym wzmacniaczem albo słuchać z urządzeniem mobilnym na kolanach; można zdobyć przedłużacz albo poszukać jednego dłuższego kabla... Ale chyba byłoby najprzyjemniej, gdyby taki był już w komplecie - tak jak w przypadku słuchawek HiFiMAN Ananda.
Abstrahując od długości, kabelek jest ciekawy, w "żelazkowym" oplocie, do każdej muszli wpinamy małego jacka. Tutaj kolejne zastrzeżenie, już mniejsze - oznaczenia muszli (kanałów) są ledwo widoczne, a musimy je ustalić zarówno wkładając wtyczki, jak i każdorazowo zakładając słuchawki na głowę.
Co prawda sam kształt muszli może nam podpowiadać, jakie ustawienie jest właściwe, ale wyrobienie takiego odruchu zajmie trochę czasu. Kształt muszli należy do znanego ogólnego wzoru Focala, jest lekko owalny, z wyraźnym "decentrowaniem" tylnego kapsla, za którym znajduje się przetwornik - został on przesunięty do przodu, a płaszczyzna, w której jest on zainstalowany, nie jest równoległa do płaszczyzny styku poduszek z głową, lecz ustawiona pod kątem w taki sposób, żeby oś główna promieniowania biegła w kierunku kanału usznego.
W pewnym stopniu przypomina to ustawienie głośników (z przodu, a nie dokładnie po bokach) i być może służy wykreowaniu bardziej naturalnej sceny stereofonicznej, właśnie przed głową, a nie w jej środku.
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Focal Elegia - przetworniki
Przetworniki są zabezpieczone (od strony ucha) metalową siatką z dużymi oczkami w kształcie plastra miodu i dodatkowo cieniutką, delikatną siateczką (tekstylną?), która stanie na przeszkodzie mniejszym obiektom.
W sumie ta dwuwarstwowa "maskownica" jest bardzo ażurowa, a więc akustycznie przezroczysta, nie ma na celu poważnego modyfikowania promieniowania. Obudowa z tyłu została wykonana z tworzywa ozdobionego drobnymi wklęśnięciami w typie piłki golfowej - nie wygląda to ani źle, ani rewelacyjnie.
Wszystkie elementy, które stykają się z głową, są wykończone zamszem; kontakt jest dość przyjemny, chociaż mocne "objęcie" głowy nie pozwoli o tych słuchawkach zapomnieć, tym bardziej że konstrukcja zamknięta po pewnym czasie zacznie nas trochę grzać.
Efekt ten nie jest w przypadku słuchawek Focal Elegia ani ponadprzeciętnie kłopotliwy, ani cudownie nieobecny. Po prostu są to słuchawki zamknięte z typowym zestawem swoich cech funkcjonalnych, a mówiąc wprost - wad i zalet.
Membrany przetworników mają profil "M", stosowany w słuchawkach Focala nowej generacji. W związku z tym nie jest to "kopuła o wymiarach 1,57" (40 mm), jak można przeczytać w materiałach firmowych; sama centralna, kopułkowa część membrany ma średnicę 25 mm, do tego dochodzi zewnętrzny wycinek stożka (w miejscu "przełamania" przymocowana jest cewka - lekka, bo bezkarkasowa) i wreszcie zawieszenie; dopiero całość ma średnicę 40 mm. Takim profilem membrana przypomina membrany głośnikowe, z taką różnicą dotyczącą już całego układu drgającego, że nie ma w nim dolnego zawieszenia.
Odsłuch
Nagroda EISA bardzo pomaga producentowi, a dla recenzenta to raczej kłopot. Można by pójść na łatwiznę, czyli wprost tym tropem pochwalić je i wywyższyć, skoro tak zacne grono już to zrobiło, nikt nie powinien się dziwić, że taką opinię potwierdzamy.
To jednak mało produktywne, wypada przecież coś od siebie dodać, trochę zdziwienia też nie zaszkodzi, ale z drugiej strony krytykanctwo może zostać odebrane jako chęć "autopromocji" i dowodzenia, że nasze uszy są jeszcze bardziej złote niż uszy ekspertów EISA, a oceny bezkompromisowe...
Pora się od takich wątpliwości uwolnić, napisać swoje uczciwie, bez kombinowania. Jak powiedział Müller do Stirlitza: "Nie myślcie tyle, tylko zapnijcie rozporek. I do roboty". Z czystej ciekawości chciałem jeszcze tylko sprawdzić, jak nagrodę uzasadniła EISA.
To, co przeczytałem, w pewnym sensie mnie zamurowało: "...służących osiągnięciu brzmienia zarówno mocnego, jak i dokładnego. Otrzymujemy jeszcze więcej - dźwięk naturalny i przyjemny, rozpięty między pulsującym basem a subtelnościami wysokich tonów, niezakłócony szumem z zewnątrz...". Szok, bo do niczego nie można się przyczepić, to wszystko prawda. Nic dodać, nic ująć?
Dodać zawsze można, a podobną charakterystykę można by przypisać wielu innym słuchawkom, jednak tak często spotykam recenzje, które różnią się od moich wrażeń w kwestiach podstawowych, że tym razem byłem wzruszony. Dostałem do testu nówki sztuki i muszę przyznać, że wymagały odrobiny cierpliwości.
Początkowo dźwięk był trochę zbyt ciężki, "osowiały", osuszony i przyszarzały, jednak dość szybko, już następnego dnia, zdecydowanie się zmienił, poukładał, nabrał płynności i wyrazistości. Jednak do końca testu, i chyba nie stałoby się to nawet nigdy, nie przeobraził się w dźwięk płynący z Anandy HiFiMAN-a.
Te brzmienia dzieli przepaść. Nie jakości, ale stylu. Mimo różnicy słyszalnej dla każdego, wybór niekoniecznie będzie łatwy. Początkowo, gdy Focal Elegia były słabo wygrzane, w bezpośredniej konfrontacji z Anandą bezapelacyjnie wolałem te drugie.
Dlaczego, napiszę już w części im poświęconej. Potem szanse się wyrównały i zdradzę już tutaj, że zwycięzcy nie będzie. Nie będzie nawet remisu ze wskazaniem. Musi wystarczyć opis właściwości i odmienności.
Możliwości i charakter słuchawek Focal Elegia poznałem już wcześniej, mogłem je też bezpośrednio porównać z innymi słuchawkami Focala - w doskonałych warunkach i już wygrzane. Wtedy urzekła mnie ich kultura, spójność, plastyczność, ciepło, subtelność.
W pewnym stopniu przypominają najlepsze zamknięte Sennheisery, ale bezpośrednio nie porównywałem, więc nie będę się wymądrzał na temat szczegółów.
To brzmienie nasycone, zrównoważone, wyrafinowane. Bas jest mocny, czysty, dokładny, ale nie definitywnie konturowy, dobrze "umięśniony", związany ze średnicą, dociążoną, gęstą i soczystą, chwilami dobitną, bliską, ale niekrzykliwą.
Wreszcie wysokie - dają oddech i wyrafinowanie. Są bardzo delikatne, ale nie nazbyt słodkie czy zaokrąglone - przejrzyste, gładziutkie, selektywne, może trochę brakuje im "dopełnienia" w dolnym podzakresie, ale dzięki temu nie dadzą nam "po głowie" nawet przy słabszych realizacjach.
Przesunięcie równowagi tonalnej w kierunku niskich częstotliwości daje muzyce powagę, czemu szczęśliwie towarzyszy oddech i otwarcie najwyższych tonów.
Detale pojawiają się jednak na "ciemnym tle", procentuje pewnie dobra izolacja akustyczna, dźwięk nie jest aż sterylny, ale bardzo czysty. Zarazem czystość ta nie obraca się dramatycznie przeciwko nagraniom, nawet bardzo słabym, ewentualnie brakuje trochę ekspresji, ale nigdy przyzwoitości.
Każde nagranie było co najmniej zdatne do słuchania, o ile nie bardzo przyjemne. Słucha się ich komfortowo, a dodatkowe wskazówki związane z porównaniem z Anandą, przeniosłem do opisu tych drugich.
Na koniec przyszła mi do głowy jeszcze refleksja, że takie zestrojenie słuchawek to naprawdę wielka sztuka. Konstruktor zespołu głośnikowego może sobie układać charakterystykę z dużą swobodą, za pomocą filtrów zwrotnicy; słuchawki to najczęściej układy jednodrożne, bez żadnych elektrycznych układów korygujących, działają jak przetworniki szerokopasmowe, a naprawdę dobrych "fulrendżów" nie ma wiele.