Producent określa to urządzenie mianem Portable CD Stereo System. Co prawda pasek na ramię jest w zestawie, ale nigdy nie myślałem że "stół kuchenny" jest przenośny. Od dzisiaj 60-calowe plazmy są też portable - tyle, że dwuosobowo.
To wielofunkcyjna bestia - zamykana za pancerną obudową stacja dokująca, powyżej monochromatyczny ekran LCD wyświetlający tytuły utworów, z tyłu odtwarzacz CD, gdzieś tam tuner FM z RDS oraz wejście USB, przez które można również podłączyć iPada (stosowna podstawka pod tablet w komplecie). Naprawdę intrygująca będzie gniazdkologia - wyjście słuchawkowe, wejście mikrofonu + potencjometr, wejście gitarowe (!!!) + potencjometr, wejście audio i wyjście wideo.
Mikrofon i gitara wymagają dużego "jacka" (6,3 mm), słuchawki i audio - małego (3,5 mm), wideo - RCA. Z boków żebrowane trzymacze do kabli. Ekran LCD wyświetla, poza tytułami, jeszcze 28 różnych innych funkcji. Pilot ma 32 przyciski, z których część jest kompletnie egzotyczna dla przeciętnego użytkownika - chcę przez to powiedzieć, że nie jest to prymitywna zabawka, trzeba się jej nauczyć.
Znakomicie rozwiązano kwestię zasilania - jak na urządzenie przenośne przystało, nie musimy ciągnąć za sobą zasilacza na kablu (tak ma, niestety, Pioneer) - został on wbudowany do środka, alternatywnie możemy posiłkować się gniazdkiem samochodowym 12 V lub kompletem 8 baterii R20 (przedział na baterie może spokojnie służyć jako schowek na inne rzeczy).
Kolejnym oryginalnym rozwiązaniem jest podwójny zestaw gumowych nóżek - możemy postawić urządzenie na stole (półce) z głośnikami skierowanymi na wprost, lub odchylić je do tyłu, gdy stoi na ziemi (gdyby firma Apple na to wpadła, na pewno by opatentowała).
Głośniki subwooferów są podświetlane na pomarańczowo w rytm muzyki (pokazane na zdjęciu, ale można wyłączyć). Odtwarzacz CD radzi sobie z plikami MP3 i WMA, i to nawet w przypadku plików nagranych w osobnych folderach, umożliwia też tworzenie playlitsty dla płyt (do 32 pozycji). Jest jeszcze timer z budzikiem i cała masa innych drobiazgów.
Układ głośnikowy składa się z pary 8-cm szerokopasmowych z przodu (17 W na kanał) i dwóch 13-cm subwooferów (33 W na kanał). Jak łatwo policzyć, w sumie mamy 100 W, co pomoże wykorzystać przycisk X-Bass, który dorzuca do pieca.
Odsłuch
Jak można się było spodziewać, to urządzenie zaprojektowane do zadań innych niż kameralny odsłuch z małej odległości... chyba, że lubimy, jak nam po biurku kartki fruwają i kawa się wylewa z filiżanki. Sharp GX-M10H gra mocnym środkiem, nie bawi się w subtelności - jak na koncercie. Ma być głośno i z przytupem.
Całe mieszkanie Sharp GX-M10H wypełnił muzyką bezproblemowo, pomimo że zaczęły się pojawiać zniekształcenia, to daleko im jeszcze było do zwyczajowego charczenia. Bas jest krótki, dynamiczny, jest go dużo, ale na szczęście nie za dużo. Najlepiej sprawdza się w dynamicznych utworach tanecznych z mocnym bitem, ale uwaga - nie gra ostro, a raczej dość ciemnym, spójnym dźwiękiem.
Pomimo swojej nieco infantylnej formy (jedynie z audiofilskiego punktu widzenia), Sharp GX-M10H okazał się bardzo uniwersalnym urządzeniem. Absolutnym hitem jest tu funkcjonalność przenośnego "piecyka", czyli możliwość podłączenia gitary elektrycznej i mikrofonu (oba sterowane) z zasilaniem również z akumulatora samochodowego. Do szkoły, do świetlicy, do kółka tanecznego lub po prostu do zbierania na piwo na sopockim molo - jak znalazł.
Waldemar (Pegaz) Nowak