Znany ze swej długiej, rudej brody gitarzysta i wokalista zespołu ZZ Top, Billy Gibbons, postanowił pójść na swoje i po 46 latach grania w trio założył własny kwintet pod nazwą The BFG’s. To inicjały jego nazwiska Billy F. Gibbons.
Muzyk jesienią wydał album, który postawi na nogi nie tylko miłośników teksańskiego bluesa i rocka, lecz także każdego miłośnika gitarowego łojenia. Słychać tu echa brzmienia ZZ Top - nie mogło być inaczej, wszak to ta sama gitara i ten sam głos, choć jakby bardziej skrzeczący. Album zdominowały fascynacje latynoskim rockiem, ale słychać też tejano, mexicano, carribeano i afro-kubańskie rytmy.
Zadziwia wykorzystanie trzech zestawów organów Hammonda B3, na których gra nominalnie Mike Flanigin, a w niektórych momentach także Gibbons i pianista Martine "G.G." GuiGui. Hiszpańskojęzyczne partie wykonuje Alx "Guitarzza" Garza, a na perkusji młóci pałkami Greg Morrow. Gościnnie wystąpił Cubano Nationale Beat Generator, czyli latynoscy przyjaciele Gibbonsa.
Najważniejsze, że Billy Gibbons and The BFG`s brzmią ciekawiej niż ZZ Top i to nie tylko za sprawą bogatszego zestawu instrumentalnego. Doskonała jest realizacja, gitary wibrują, organy świdrują, perkusja łomocze, a bas wstrząsa podłogą. Lider napisał ciekawe kompozycje, bardziej bluesowe i na dodatek żywiołowo latynoskie.
Na "Perfectamundo" muzycy grają, jakby najedli się fasoli z tabasco, na pełnym gazie, bez zadyszki. Ich muzyka rozbuja każdą budę od Alaski po Kamczatkę. Jak bardzo chciałbym ich posłuchać na żywo!
Marek Dusza
CONCORD/UNIVERSAL