Bobby Rush ma 83 lata i jest na bluesowej scenie ponad 60 lat, trzykrotnie nominowany do Grammy dopiero w lutym zdobył pierwszą statuetkę za album "Porcupine Meat", debiut w wytwórni Rounder.
Kariera Bobby`ego Rusha nabrała tempa, kiedy w 1953 r. przeniósł się do Chicago, gdzie w zespołach Muddy`ego Watersa, Etty James i Jimmiego Reeda grał na gitarze i harmonijce ustnej.
W 1971 r. nagrał swój pierwszy przebój "Chicken Heads", a kilka jego albumów trafiało na listę najpopularniejszych płyt w USA. Prezydent Bill Clinton zaprosił go na koncert do Białego Domu. Dziś jest ikoną amerykańskiego bluesa, a po zmarłym B.B. Kingu przejął rolę mentora tej muzyki.
Nowy album nagrał w Nowym Orleanie pod okiem producenta Scotta Billingtona i z udziałem gości m.in.: Joe Banamassy, Dave`a Alvina i Keb`a Mo`. Bobby Rush nadal pisze łatwo wpadające w ucho utwory (ma ich w swym dorobku 345) zainspirowane własnymi przeżyciami i dlatego jest tak przekonujący.
Zachrypniętym głosem Bobby Rush śpiewa o miłosnych zawodach, o kobietach, które go nie rozumieją, i o tym, jak trudne jest życie. Słowem - blues pełną gębą. Muzyczną rozkosz sprawiają jego gitarowe akordy i znakomita gra na harmonijce. Jeśli dodać solówki gości, otrzymujemy album iskrzący się pomysłami, żwawy, a tylko momentami nostalgiczny.
Marek Dusza
ROUNDER/CONCORD