Bartosz Sosnowski dość długo musiał czekać na dowartościowanie swojej unikalnej twórczości. Pierwsze, co wpada w ucho, to jego zachrypnięty wokal, jak u starych amerykańskich bluesmanów z Delty.
Na scenie sam akompaniuje sobie na gitarze lub banjo, jedną nogą gra na bębnie basowym, a drugą na tamburynie. Jego debiutancka płyta - "The Hand Luggage Studio" - została zarejestrowana w całości na sprzęcie, który mieści się w walizce. Stąd tytuł albumu idealnie opisujący koncepcję artystyczną Sosnowskiego.
Muzyk wydał krążek własnym sumptem, a teraz dostrzegła go duża wytwórnia i ukazało się jej wznowienie. Brzmienie jest szorstkie i surowe. Autor w swoim przekazie jest autentyczny aż do bólu. Część piosenek wykonuje w języku angielskim, część po polsku.
Punktem wyjścia jest tu muzyka czerpiąca z tradycyjnego bluesa, folku, bluegrassu i country. Sosnowski nie kopiuje jednak artystów wykonujących Americanę, a nadał piosenkom indywidualny rys, przez co staje się dla słuchacza bardziej swojski.
Momentami Bartosz Sosnowski przypomina Toma Waitsa, który wyszedł z gitarą na ulicę, bo akurat zabrakło mu kasy na szlugi i whisky. Sosnowski tworzy nową jakość na polskiej scenie muzycznej.
Grzegorz Dusza
Mystic