Brooklińskie trio odegrało ogromną rolę w popularyzacji hip hopu wśród białej publiczności i to na długo wcześniej niż pojawił się Eminem. Pamiętamy ich, jako rozwrzeszczanych, bezczelnych chłopaków wytykających Ameryce wszelkie bolączki.
Teraz zaserwowali fanom album pozbawiony partii wokalnych. Nigdy nie byli dobrymi instrumentalistami (tym zajmował się keyboardzista i producent Money Mark, który pojawia się także na "The Mix Up"), więc pomysł chwycenia za instrumenty wydaje się, co najmniej kontrowersyjny. Płyta sprawia wrażenie soundtracku do jakiegoś filmu kryminalnego z lat 70. Dominują funkowe rytmy, wyraziste basy, rockowe gitary i klawiszowe motywy. Aż prosi się, by dopisać do tych bardziej muzycznych szkiców, niż gotowych utworów, partie rozpisane na trzy głosy.
Grzegorz Dusza
EMI