Konfrontacja z gwiazdą tegorocznego iFestival w Warszawie to nie lada wyzwanie. Od lat trio z Republiki Południowej Afryki dosłownie i w przenośni niszczy wszelkie możliwe tabu. Niezaleznie czy to klipy, a nawet krótkometrażowy film o "zespole" i dość chorobliwym podejściu do życia, czy muzyka sama w sobie.
Die Antwoord, piewcy slangu zef i elektroniki we wszelkich jej odmianach, kreują świat po swojemu, łamiąc stereotypy i pokazując przy tym rzeczywistość w co najmniej krzywym zwierciadle. Jest w nich coś szalonego, perwersyjnego i niezwykle kuszącego - i nie mam tutaj na myśli samej, na swój sposób pociągającej, blondwłosej wokalistki Yo-Landi.
Zabawa wulgarnym słowem idealnie komponuje się z prostym bitem, cyrkową melodią i fantastycznym groove. Nie inaczej w basowym hiciorze "Cookie Thumper!", który w niedalekiej przyszłości stanie się kolejnym singlem, doskonale uzupełniającym dotychczasowy ich zestaw. Bridge i główny synth tego utworu wali w pysk jak mało co i nie mogę się doczekać aż sprawdzę potęgę schowanego w mixie bassline na żywo.
Swoją drogą, jestem mocno zaskoczony aranżami wokali. Zamiast szybko wypluwanych z siebie słów do nie mniej prącej do przodu elektronicznej młócki, trio stawia na - uwaga - klimat, dynamikę, przestrzeń i niemal popową jakość. Gdyby dać im gitary i perkusistę z prawdziwego zdarzenia zamiast automatu, numer taki jak "Moon Love" spokojnie miałby szansę stać się alternatywnym, erotycznym hymnem.
Niestety Die Antwoord anno domini 2014 choć pokazuje się z mniej oczywistej strony, zdecydowanie dojrzalszej, traci na tak cenionej przez wszystkich mocy. Takich ciosów-bangerów na miarę "I Fink U Freeky" mamy tutaj raptem dwa, w tym "Happy Go Sucky Fucky" oraz "Sex". Ten pierwszy prędzej widziałbym w arsenale Atari Teenage Riot niż Die Antwoord, acz w to mi graj. "Mroczna Moc", bo tak brzmi tytuł tego albumu, nieco więc osłabiła zespół, ale za to poszerzyła perspektywę. Czy to dobrze, przekonamy się na koncertach, a ten już niebawem w stolicy.
Spróbujcie się tam nie pojawić, a stracicie show, o jakim się wam nie śniło. Olać produkcję sceny, liczy się charyzma dwójki wokalistów i postawa skupionego na swej pracy DJ`a/producenta. Trio nie pozostawia jeńców i zmusza do zabawy. Nieistotne, czy to piąta rano kiedy większość ludzi na festiwalach marzy o namiocie, czy północ, gdy odzywają się w nas zwierzęce instynkty podsycane alkoholem. Die Antwoord pobudza.
Grzegorz "Chain" Pindor
Mystic