Pochodzący z Bretanii saksofonista Pierrick Pédron zaskarbił sobie sympatię i uznanie amerykańskich kolegów po fachu. "Ten album jest wspaniałym hołdem dla muzyki Theloniusa Monka. Pierrick Pédron i jego zespół odświeżyli klasyczne kompozycje z rytmiczną witalnością, świeżą energią i nowymi ideami. Wysoka rekomendacja" od samego Phila Woodsa.
Monk bez fortepianu? Dlaczego nie! Pédronowi towarzyszą: kontrabasista Thomas Bramerie i perkusista Franck Agulhon. W trzech utworach dołącza młody amerykański trębacz Ambrose Akinmusire. Saksofon altowy lidera wydaje się znakomicie pasować do połamanych rytmicznie kompozycji Monka. To mylne wrażenie.
Pierrick Pédron gimnastykuje się, to przyspiesza, to znów zwalnia, pędzi do przodu, zawraca i szuka nowej drogi, jak w labiryncie. Sił dodaje mu sekcja rytmiczna, która niczym diesel lokomotywy jest źródłem niewyczerpanej siły. Kiedy przyłącza się Ambroży, muzycy prześcigają się w zawiłych kombinacjach dźwięków.
Te harmoniczne układanki kojarzą mi się z genialnymi K-dronami Janusza Kapusty, który połączył złoty i srebrny podział w jednej geometrycznej konstrukcji. Monk zrobił to samo w muzyce, na pierwsze wrażenie skomplikowanej, a kiedy się przysłuchać - zabójczo logicznej. Francuzi tę logikę przyswoili sobie wzorowo.
Marek Dusza
ACT / GIGI