Wydany w połowie 2016 r. album kwartetu saksofonisty Branforda Marsalisa z gościnnym udziałem wokalisty Kurta Ellinga przeszedł w Polsce praktycznie bez echa. A przecież w Snug Harbour Club w Nowym Orleanie spotkało się dwóch czołowych jazzmanów, by nagrać znaczącą pozycję w dorobku obu artystów. W rezultacie "Upward Spiral" otrzymał nominację do nagrody Grammy w kategorii Best Jazz Vocal Album.
Jak dotąd każdy z dwunastu albumów Ellinga był nominowany do Grammy i choć odebrał tylko jedną statuetkę za "Dedicated To You" (2009), to i tak jest najlepszym wokalistą jazzowym. Branford Marsalis ma na półce trzy statuetki, w tym jedną za popowy duet z Bruce’em Hornsbym. Obaj mają szansę powiększyć konto tych prestiżowych nagród, bo to znakomity album dla koneserów jazzu.
Tytuł "Upward Spiral" ma różne znaczenia, to rozszerzająca się ku górze spirala, a używany był do określenia kosztów spirali zbrojeń, jak i metody wychodzenia z depresji małymi krokami sukcesów. Klasyczne aranżacje standardów Nat King Cole’a, Abbey Lincoln, Antonio Carlosa Jobima i Stinga zyskały w wykonaniu mistrzowskiego kwartetu i genialnego wokalisty nowy blask. Słuchając, przypomniałem sobie, jak pięknie, sugestywnie i z uczuciem można śpiewać piosenki, a przy tym zagrać fascynujące, krótkie solówki.
Marek Dusza
MARSALIS MUSIC/OKE