Najstarszy z synów Ellisa Marsalisa - Branford - ma niezwykle urozmaiconą karierę. W młodości nie zamierzał być jazzmanem, a jednak dziś należy do najwybitniejszych. Grał r`n`b, pop, rock, hip-hop, aż wreszcie odkrył swoje główne powołanie. Każdy jego album jest wydarzeniem w świecie jazzu. Tak jest z najnowszym "Four MFs Playin` Tunes" nagranym w kwartecie, w którym nowym członkiem jest młody perkusista Justin Faulkner.
Kiedy bracia Wynton i Branford weszli w konflikt z wytwórnią Columbia, a właściwie z Sony Music, wydawało się, że ich kariery są zagrożone. Najpierw z funkcji szefa artystycznego sekcji jazzowej odszedł Branford Marsalis i założył własne wydawnictwo Marsalis Music. Potem zawiedziony tempem wydawania swoich nagrań opuścił wytwórnię Wynton. To wtedy Branford powiedział słynne zdanie: "Jeśli szefom Columbii wydaje się, że mój brat oddał im najlepsze swoje lata, są w błędzie - on dopiero nagra arcydzieła". I tak się stało, kiedy trębacz podpisał kontrakt z Blue Note.
To samo można powiedzieć o muzyce Branforda - teraz nabiera barw, a klasa albumów jest coraz wyższa. Branford Marsalis nie jest już skrępowany żadnymi ograniczeniami płynącymi z góry. Sam jest sobie szefem, dba o wytwórnię i o swoich artystów. Wie, jak ważna jest promocja, i dlatego w lutym przyleciał do Wiednia, żeby porozmawiać z europejskimi dziennikarzami o swojej nowej płycie. W superlatywach wyrażał się o nowym perkusiście.
Justin Faulkner przyłączył się do kwartetu, kiedy miał dwadzieścia lat. Po trzech latach kwartet wszedł do studia z nowym repertuarem. Perkusista dysponuje techniką, która pozwala zagrać wszystko. A przy tym poznał historię jazzu i gry na perkusji od początku, a nie - jak większość młodych - od środka. Branford Marsalis dodał przy tym kąśliwą uwagę: że nie podziela opinii swoich kolegów, którzy w obawie o swój oryginalny styl nie słuchają nikogo. Sam kiedyś chciał grać jak John Coltrane i namiętnie słuchał jego albumów. Kiedy Art Blakey dowiedział się, jak ćwiczy, powiedział mu: "Nigdy nie będziesz grał jak Coltrane, wsłuchując się w jego nagrania. Jak sądzisz, kogo John Coltrane słuchał, będąc nastolatkiem? Czy nagrywał się i słuchał, jak będzie grał za kilka lat?".
To było najważniejsze pytanie, jakie mu kiedykolwiek zadano. Żeby grać jak Coltrane, musiał poznać muzykę, której on słuchał mając piętnaście lat. W ten sposób odkrył Benny`ego Golsona. Analizując solówki Johnny- `ego Hodgesa, doszedł do wniosku, że to właśnie jego musiał słuchać John Coltrane, kiedy był nastolatkiem. Hodges grał na alcie, a to był pierwszy saksofon Coltrane`a, zanim wybrał tenor. Potem dużo słuchał Duke`a Ellingtona i wreszcie stał się wielkim fanem Sydneya Becheta, który - jak Branford - pochodził z Nowego Orleanu. Wreszcie muzyka Charliego Parkera nabrała dla niego sensu. Zafascynował go rytm, który słychać w jego solówkach.
Na płycie znalazły się dwa standardy: nowoczesny Theloniousa Monka "Teo" i tradycyjny "My Ideal" Leo Robina napisany w latach 30. Marsalis wybrał po dwie kompozycje Erica Revisa i Joeya Calderazzo oraz trzy własne. Album rozpoczyna dynamiczna, szybka kompozycja "The Mighty Sword" Joeya Calderazzo. Branford Marsalis lubi rozpoczynać albumy takimi właśnie dynamicznymi tematami.
Zestawienie kompozycji Branforda Marsalisa i standardu Monka uzmysławia, że nie sposób określić, która jest starsza, a która nowa. Jego zdaniem istota procesu komponowania nie tkwi w nutach, lecz w idei. Kiedy zaczął grać w zespole Arta Blakeya na początku lat 80., niewiele wiedział o jazzie. Dopiero u niego nauczył się tradycyjnego jazzu, dowiedział się, jak go grać, a potem pisać własne tematy. Po latach doświadczeń wykonuje utwory, które są naprawdę nowoczesne, jak "Endymion", a chwilę później temat Sydneya Becheta "Treat It Gentle", który ma ponad 70 lat.
Pomysł na temat "Endymion" znalazł w muzyce Ornette Colemana sprzed wielu lat. Jego zdaniem wielu improwizatorów bazuje na nagraniach Colemana, m.in. Keith Jarrett. Żeby zespół zintegrował brzmienie, musi słuchać uważnie solisty, reagować na jego grę. Kiedyś jazzmani nie musieli słuchać solisty, wystarczyło, że zagrają swoje partie - wyjaśnia saksofonista. Kwartet na "Four MFs Playin` Tunes" brzmi bardzo efektownie, nowocześnie, a przy tym klasycznie. Wydaje się, że przeniósł ducha spontanicznych nagrań wytwórni Blue Note i Impulse z lat 60., kiedy powstawał najlepszy jazz. Branford Marsalis znalazł sposób, by przekonać do swojej muzyki ortodoksów i wielbicieli zakręconych dźwięków. Ten album powinien znaleźć się na półce każdego szanującego się miłośnika jazzu przez duże J.
Marek Dusza