Słuchanie nowego albumu José Jamesa zacząłem od piosenki "Lovely Day", a właściwie od świetnego wideoklipu zrealizowanego w starym stylu. W połowie utworu, epokowego dzieła Billa Whitersa, dołącza wokalistka Lalah Hathaway dodając kremu do tego i tak już pysznie wyprodukowanego przez Dona Wasa tortu.
Już widzę oczami wyobraźni muzycznego proroka, jak we trójkę odbierają nagrodę Grammy 2019. José James ma jeden z najciekawszych głosów nowego pokolenia r`n`b, a ponieważ w jego zespołach występują znakomici jazzmani, wszystkie jego płyty cenię wysoko, a tej od tygodnia nie wyjmuję z odtwarzacza.
Album "Lean On Me" został nagrany w legendarnym Studiu B CapitolRecords w Los Angeles, tam gdzie nagrywał niegdyś Nat "King" Cole. Jamesowi towarzyszył świetny wypróbowany kwartet z basistą PinoPalladino i gitarzystą Bradem Allenem Williamsem. Gościnnie zawitali także: Marcus Strickland grający świetne solówki na saksofonie i flecie i intrygujący trębacz Takuya Kuroda.
"Lean On Me" jest hołdem dla geniuszu autora przebojów Billa Whitersa, idola José Jamesa. – On jest totalnym geniuszem i jednym z najwspanialszych ludzi, jakich poznałem. Jedna godzina spędzona z nim dała mi więcej niż lata nauki i 10 lat występów - zwierza się artysta. Dodatkowym atutem jest nowoczesne, atrakcyjne brzmienie starych piosenek.
Marek Dusza
Blue Note/Universal