W takich chwilach, jak premiera nowej płyty Christiny Aguilery, zastanawiam się, jak to możliwe mieć tak wspaniały głos i jednocześnie ambicje na poziomie Britney Spears. Zaskakujące, bo przecież po ostatnim albumie "Back To Basics" odwołującego się do klasyków jazzu i soulu nie tylko ja wróżyłem artystce kolejne artystyczne sukcesy.
Zamiast tego zapragnęła ona chyba następnych osiągnięć komercyjnych na miarę Madonny. W ten oto sposób jedna z najbardziej ekspresyjnych wokalistek na scenie pozwoliła pokryć się toną plastiku pod przykrywką alternatywnego imidżu. Ironią staje się fakt, że w całym tym planie stworzenia futurystycznego albumu Aguilera stała się mechaniczną lalką w rękach Peaches, Tricky'ego czy Lindy Perry, którzy pracowali nad utworami na "Bionic". Popularnej Krysi jest tu jak na lekarstwo. Trudno stwierdzić także, czy jest prawdziwa w utworach urzekających niewinnością czy porażających seksapilem. Z tego wynika, że nie powinniśmy chyba brać tego albumu na poważnie. To tylko pop, ale skoro tak, to po co udawać, że mamy do czynienia z czymś więcej?
M. Kubicki
SONY MUSIC