W czasach, gdy wielu artystów ma problem z zarabianiem na dostatnie życie, na rynku wciąż funkcjonują gwiazdy, których problemy finansowe nie dotykają. Przykładem może być Madonna. Podpisała ona kontrakt na kolejne trzy albumy, z których pierwszy właśnie został wydany i jest doskonałym pretekstem na kilka kolejnych tras, za które wokalistka ma zainkasować 120 milionów dolarów.
Mechanizm ten nie wyklucza oczywiście wydania dobrej płyty, ale tym smutniejszy jest fakt, iż większość z tych dwunastu banalnych piosenek pasuje raczej do piosenkarek próbujących startować w konkursie na następczynię królowej, niż do niej samej.
Pozbawione pomysłu utwory wyprodukowane przez DJ Martina Solveiga wypadają najgorzej. Duet z M.I.A. to czysty truizm, co w przypadku dwóch wielkich prowokatorek-feministek w muzyce pop jest niewybaczalną wpadką. Lepiej brzmią utwory, które współtworzyli Benassi Bros i William Orbit, jednak gdy trudno jest nie porównywać tej muzyki z przeszłymi dokonaniami Madonny, pochwała nowego materiału staje się praktycznie niemożliwa.
I choć nie ma co wypowiadać się pogardliwie o "MDNA", a uszy nie więdną, gdy utwory z płyty lecą w radiu, to chyba wiele osób zgodzi się, że dziedzictwo Madonny zasługuje na więcej, niż usłyszeliśmy na ostatnich dwóch albumach.
M. Kubicki
Interscope