Kanadyjski wokalista Matt Dusk podoba się miłośnikom, a może raczej miłośniczkom orkiestrowego popu. Ten niewątpliwie przystojny młodzieniec ma u nich największe szanse na powodzenie. Ale źle trafił, bo mnie jego śpiewanie się nie podoba.
Owszem, płyty są bardzo dobrze zrealizowane, ale nazbyt bombastyczne, rozdmuchane, a brzmienie natarczywe. Matt tak bardzo chce się podobać, że zapomniał o interpretacjach, o opowiedzeniu historii, jaką niesie sobą tekst piosenki, o wsłuchaniu się w muzykę. Ale jak tu się wsłuchiwać, jeśli orkiestra gra głośno i pod nogę. Właśnie, jeśli chcecie dobrą muzykę na sylwestrową czy karnawałową zabawę, zaproście Matta Duska, albo przynajmniej kupcie tę płytę. Ale mnie na tej zabawie nie znajdziecie. Uważajcie zresztą, bo może odbić wam partnerkę i zostaniecie sami na parkiecie. Matt Dusk jest współautorem większości repertuaru, ale może lepiej niech śpiewa standardy? Chociaż tematy zaaranżowano efektownie, po przesłuchaniu albumu "Good News" okazało się, że nie zapamiętałem żadnej melodii.
Marek Dusza
ROYAL CROWN/MAGIC RECORDS