Żaden inny album nie był tak wyczekiwany jak najnowsze wydawnictwo Adele. Brytyjka ciężko zapracowała sobie na tytuł najpopularniejszej żyjącej wokalistki świata. Jej poprzednia płyta "21" sprzedała się w zawrotnym nakładzie 30 mln egzemplarzy. Video do zapowiadającego nowe wydawnictwo utworu "Hello" doczekało się 100 mln odsłon w ciągu dwóch dni od ujawnienia.
Zgodnie z tradycją trzecia płyta Adele otrzymała tytuł "25" (od wieku, w jakim artystka zaczęła nad nią pracę). Przez te kilka lat sporo się w jej życiu zmieniło. Urodziła dziecko, poczuła się bardziej odpowiedzialna, w tekstach rozlicza się z beztroskimi czasami młodości, które już nie wrócą. Dojrzała, choć wciąż jeszcze bardzo młoda artystka prezentuje się jak rasowa diva.
Przy realizacji płyty Adele pracowała zarówno z brytyjskimi, jak i amerykańskimi producentami. Jedną z piosenek "Send My Love (To Your New Lover)", zresztą najsłabszą na płycie, wyprodukował Szwed Max Martin. Dyskoteka to zdecydowanie nie jest miejsce dla niej. Najlepiej czuje się w soulowej retro stylistyce.
Jej mocny, matowy głos z lekką chrypką ma coś z dawnych gwiazd rhythm`n`bluesa. Zachęcająco prezentuje się otwierający album, nieco bondowski w klimacie "Hello". Jej dobry duch, Paul Epworth, wyprodukował najlepszy na płycie "I Miss You" z mocnymi bębnami i triphopowym klimatem. Równie słynny Danger Mouse odpowiada za gospelowy "River Lea". Skromnie, ale urokliwie wypada "Million Yeras Ago" zaśpiewany tylko przy dźwiękach gitary akustycznej.
Grzegorz Dusza
XL RECORDINGS/SONIC