Kiedy w 2012 r. ukazał się album "Tempest" Boba Dylana, pojawiły się głosy krytyków, że może być jego ostatnim, jak dramat "Burza" Szekspira. Tym bardziej że teksty nawiązywały do spraw ostatecznych. Ale oto rok temu była premiera znakomitej płyty "Shadows in the Night" zadedykowanej Frankowi Sinatrze, a tempo wydawania nagrań archiwalnych nie słabnie.
Na swoje 75. Bob Dylan urodziny sprawił sobie prezent w starym stylu. Z poprzedniej sesji musiało zostać sporo nagrań, a Sinatra Songbook jest niewyczerpany. Z dwunastu standardów, jakie trafiły na nowy album "Fallen Angels" , tylko "Skylark" nie był śpiewany przez Sinatrę. Dla miłośników folkowo-rockowo-poetyckiej twórczości wielkiego barda już płyta ze świątecznymi tematami "Christmas In The Heart" była zaskoczeniem, a teraz dziwią się jeszcze bardziej słysząc go na 37. studyjnym albumie śpiewającego piosenki z amerykańskich musicali.
Standardy są swoistym samograjem dla Dylana. Wystarczy, że sięgnie po klasyczne, melodyjne piosenki i zaśpiewa je swoim charakterystycznym, zachrypniętym głosem. Nagrań dokonano w słynnych Capitol Studios w Hollywood, a wokaliście towarzyszył stały zespół z czterema gitarzystami i sekcją rytmiczną. Za konsoletą usiadł jeden z najwybitniejszych realizatorów Al Schmitt.
Bob Dylan należy do tych nielicznych wokalistów, którzy wiedzą, o czym śpiewają, i z każdego tekstu robią fascynującą opowieść. Nawet jeśli nie czynią tego w dramatycznym stylu, to dlatego, że do łagodniejszych w nastroju interpretacji będzie się chętniej wracać.
Marek Dusza
COLUMBIA/SONY MUSIC