Agnieszka Chylińska jest jedną z najbarwniejszych postaci na naszej scenie – zawsze bezceremonialna, wyrazista, prowokacyjna, a jednocześnie potrafiąca być subtelną i sympatyczną kobietą.
Przez osiem lat śpiewała w heavymetalowym O.N.A., stając się pierwszą z prawdziwego zdarzenia rockową "krzykaczką" w naszym kraju. Na płytach solowych poszła w stronę klubowego electropopu, co wielu jej dawnych fanów ma jej za złe do dziś. Ja także nie jestem zachwycony tym, co obecnie robi Agnieszka, choć doceniam jej artystyczną odwagę.
Okładka najnowszej płyty "Forever Child" w sposób oczywisty kojarzy się z debiutem O.N.A., słynną "Modliszką". Tam wykorzystano zdjęcie ciała modelki ułożone w pozycji embrionalnej. Tu mamy niemal takie samo ujęcie, ale tym razem pozowała już sama artystka. Sporo numerów, choć zostało okraszonych dub stepowym i drum`n`bassowym podkładem, przywodzi na myśl jej dawne metalowe wcielenie.
Chylińska krzyczy, miota się, wyrzuca z siebie gniew. Tak jest choćby w piosenkach "Klincz", "Borderline" czy "Zostaw". Dobre wrażenie robi także promujący album taneczny utwór "Królowa łez" z wartym obejrzenia wyrazistym teledyskiem. Ale są tu również piosenki nijakie, zbyt bezpieczne, bardziej przeznaczone dla jej nastoletnich fanek.
Grzegorz Dusza
WARNER