W recenzji debiutu Mai Koman "Pourquoi Pas" napisałem, że można się w tej płycie zakochać. Poznanianka czarowała na niej słuchaczy dźwiękami wyjętymi prosto z krainy łagodności.
Piosenki z nowego albumu świadczą o jej ogromnym rozwoju artystycznym. Na pierwszej płycie dominowały anglojęzyczne utwory, tu mamy wyłącznie utwory śpiewane po polsku (poza "Love Love Love"), w których autorka obnaża swoją kobiecą duszę.
Charakterystyczny dla płyty "Na supełek" jest zmienny, jak kameleon, wokal Mai Koman, którym bawi się na różne sposoby, stosuje nakładki głosu, na zmianę krzyczy i delikatnie śpiewa. Słychać że jej głowa pełna jest pomysłów, często ze zupełnie różnych półek.
Obok wściekle zagranego rockowego kawałka "Jestem" czy utworu "Notorycznie" z przesterowanym wokalem, mamy tu niemal akustyczny "Zwiąż te kłaki", triphopowy "Na supełek", niemal hiphopowe "Po co ci to" i "Ogień" z udziałem Grubsona oraz podbarwiony elektroniką "Obcy". Maja Koman przeszła ogromną metamorfozę i trzeba przyznać, że w nowym anturażu jeszcze bardziej jej do twarzy.
Grzegorz Dusza
WARNER