Co jest takiego w tej dziewczynie, co sprawia, że jej piosenki tak się podobają? Z pozoru niewiele się w nich dzieje. Bardzo ascetycznie opracowane utwory, głównie na syntezatory, robią wrażenie domowej produkcji. Po trochu tu hip hopu, r'n'b, tanecznej elektroniki i gotyckiego mroku.
Za warstwę muzyczną odpowiada jej brat Finneas O'Connell - także współkompozytor i producent albumu. Zrobił on znakomitą robotę, tak zestawiając piosenki, by jedna wypływała z drugiej. Billie Eilish śpiewa bardzo naturalnie, jakby od niechcenia. Mruczy coś pod nosem, szepcze, uwodzicielsko zawodzi. Jej wokal jest przy tym bardzo melodyjny, wpada w ucho.
Zanim ukazał się album, furorę w sieci robiły piosenki z promocyjnej epki - "Ocean Eyes" (93 mln odtworzeń na YouTube) i "Bellyache” (163 mln). Na nowej płycie nie brak kolejnych kandydatek na przebój, na czele z hiphopowym "My Strange Addiction", folkowym "8", tanecznym "Bad Guy", łobuzerskim "All The Good Girls Go To Hell" czy cudownie kołyszącym "Wish You Were Gay". Debiut na miarę innej słynnej nastolatki Lorde.
Universal Music