Sześć lat minęło od premiery poprzedniego albumu "Aviary", który wyniósł tę mieszkającą w Los Angeles artystkę do ścisłego grona najciekawszych postaci art popu. To wystarczająco dużo czasu, by stworzyć przemyślane, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach nowe dzieło.
"Something in the Room She Moves" wypełnia ponad 50 minut muzyki, od której trudno się oderwać. Aranżacyjnie to prawdziwy majstersztyk. "Próbowałam stworzyć świat, który brzmi płynnie, przypomina wodę i przywołuje wewnętrzny obieg dźwięków ciała" – tak mówi Julia Holter o swoim dziele.
Muzyka rozciąga się gdzieś między dokonaniami Laurie Anderson, Kate Bush, Joni Mitchell i Joanny Newson, między popową piosenką, folkiem, minimal music, a rockiem progresywnym. Przestrzenne brzmienie opiera się przede wszystkim na syntezatorze Yamaha CS-60, elektrycznym pianinie Wurlitzera, wyeksponowanym bezprogowym basie i instrumentach perkusyjnych. Do tego dochodzą jazzujące partie fletu i saksofonu.
Jednym z elementów tej muzycznej układanki staje się także głos Julii Holter – dźwięczny, tajemniczy, kojący. Trudno czasem dociec, czy to jeszcze piosenka czy współczesna muzyka eksperymentalna. Jej słuchanie wymaga pełnej symbiozy z artystką, wejścia w jej wyimaginowany świat. Wystarczy zamknąć oczy i delektować się muzyką.
Grzegorz Dusza
Domino/Sonic