Wiele już wcieleń tej brytyjskiej załogi przyszło mi słyszeć: od trip-hopowego, poprzez progresywne, na smutnym, samobójczym art-rocku skończywszy. Wszystkie były do siebie zbliżone, gdyż łączyła je specyficzna melodyka kolegów Griffithsa i Keelera dbających o spójność dokonań ekipy. Nawet wycieczka w rejony filmowe (krążek "Axiom") nie naruszyła tej konstrukcji.
Najnowszy album grupy, "Restriction", także nie zaskoczy nikogo pod względem doboru środków wyrazu, jednak zawarte tu emocje i plus - na pewno tak. Po wielu potężnych artystowskich płytach wypełnionych smutkiem, żalem i tęsknotą przyszła kolej na album pełen elektronicznego transu, podniecającego niepokoju i przyśpieszonego bicia serca. Dokładnie takie są trzy pierwsze numery na płycie, spośród których najefektowniej prezentuje się "Kid Corner", głównie za sprawą połamanego beatu. Później do takich klimatów Archive nawiązuje jeszcze kilkakrotnie, choćby w "Crushed".
Jednak "Restriction" to płyta zdecydowanie wielowymiarowa. Spośród ciekawostek z pewnością należy wyróżnić "Ruination", numer z indierockowym zacięciem, którego nie powstydziłaby się ekipa Arcade Fire. A co powiecie na inspirowane Chopinowskim pianinem żałobne podróże w stylu "Half Built Houses"? To kawał poruszającego, stylowego grania – takie ballady płodzić potrafią jedynie Brytyjczycy.
Archive wręcza nam kolejny świetny krążek, za co należą się zespołowi tym większe brawa, że od wydania ostatniego minęło niewiele ponad pół roku. Gratuluję weny i regularności.
Jurek Gibadło
Mystic