Indie, wszędzie indie - i nie chodzi tu o to interesujące państwo, do którego z dziką rozkoszą się kiedyś wybiorę. O indie krążą już serie dowcipów, strzelam, że powstają książki - po prostu z tą łatką jest trochę jak z Leninem - jest wszędzie. Choć tak naprawdę nic nie oznacza, a przynajmniej nie to, co oznaczał na początku.
Szczerze mówiąc, myślałem, że ta moda - jak większość mód w wieku XXI - rozwieje się po kilku latach. Płonne moje nadzieje - indie chłopcy i dziewczęta wciąż zalewają mnie ze wszystkich stron. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby te kolejne fale przynosiły coś nowego, a tymczasem wszystkie odtwarzają to, co zostało dawno powiedziane.
Okazuje się, że Belgowie z Balthazar nie różnią się niczym od innych nacji w tej materii. Ale i tak się im uda - w końcu to indie. Właśnie ruszają w europejską trasą, by promować swój drugi krążek "Rats".
Belgowie ostatnio szaleją - Gotye, Selah Sue, teraz Balthazar. Ta kapela stawia właśnie na indie rocka, z lekka podszytego folkiem. Echa I Am Kloot, Elbow, The National, ale też troszkę The Decemebists, a gdzieś tam w tle nawet i świetej pamięci The Velvet Undergorund - są tu słyszalne. Ten szereg nazw budzi szacunek, pokazuje, że grupa nie wali ślepakami i sięga po naprawdę dobre wzorce, tyle że po sklejeniu do kupy okazuje się, że z oryginalnością Balthazar nie są za pan brat.
Właściwie dopiero za czwartym odsłuchem "Rats" moja ręka zaczęła notować nazwy utworów, o których warto cokolwiek powiedzieć. Nie, broń boże nie dlatego, że mamy tu do czynienia z piosenkami słabymi - tak nie jest. Sęk w tym, że powtarzają one znane fanom patenty, przez co nie są w stanie przebić się do świadomości, szczególnie jeśli słucha się dziennie dziesięciu płyt.
Mamy tu więc mnóstwo melancholii, delikatności, postawienie na brzmienie gitary akustycznej, które jednak dzięki żwawej pracy sekcji oddala Balthazar od łatki "accoustic rock". Dużo tu wrzutów instrumentów typu trąbka ("The Oldest Of Sisters", "Joker`s Son") czy skrzypce ("Any Suggestions", "Sides") i to one sprawiają, że słuchacz zawiesza na nich ucho, przykuwa swoją uwagę. Szczególnie drugi ze wspomnianych utworów jest wart uwagi. Ma taki trochę knajpiany, bluesowy klimat, w sam raz do tego, by upić się na smutno i zasnąć na stole w jakiejś spelunce. Bardzo dobry refren z zaśpiewami w tle winduje "Any Suggestions" do pozycji najlepszej piosenki na "Rats".
Gdybym przez ostatnie 10-15 lat polował na foki za kołem podbiegunowym i nie wiedział, co się przez ten czas wydarzyło w muzyce na świecie, drugi album Balthazar miałby szansę mnie zachwycić, bo to 40 minut w sumie pięknej muzyki, klimatycznej i wyrazistej. Tyle, że boleśnie powtarzalnej, nie niosącej ni krztyny oryginalności. Trochę szkoda.
Jurek Gibadło
Play It Again Sam