Manchesterska formacja Doves kiedyś należała do moich ulubionych. Ich debiut "Last Souls" wręcz rzucił mnie na kolana. Gołębie zaproponowały wówczas olśniewające piosenki o majestatycznych melodiach, zanurzonych w psychodeliczno-gitarowych dźwiękach.
Nigdy już potem nie zbliżyli się do poziomu debiutu, pozostając grupą drugiego planu. Tworzący podobną muzykę Coldplay pozostawił ich daleko w tyle, choć potencjał obu formacji wydawał się podobny. Najnowsze dzieło - "Kingom Of Rust" pokazuje, że grupa nie bardzo wie, w którym kierunku podążyć. Czy mają grać elektroniczno-taneczne numery w stylu New Order, czy też postawić na gitarowy maistream? Niestety, i w jednym, i w drugim przypadku Doves są mało przekonywający i tylko od strony produkcyjnej ich nowemu albumowi nie można nic zarzucić.
Grzegorz Dusza
EMI MUSIC