Kid Rock wypłynął w połowie lat 90. na fali popularności rap-metalu, z czasem jednak przeistoczył się w prawdziwego rockmana. Na nowej płycie "Born Free" nie ma w nim już nic z dawnego beztroskiego dzieciaka.
- 40 lat to wiek, w którym najwyższy czas dorosnąć i zacząć śpiewać poważne piosenki - kwituje to Kid Rock. "Born Free" podejmuje problemy drążące pogrążone w kryzysie rodzinne miasto wokalisty - Detroit. Produkcja niezawodnego Ricka Rubina i doskonała gra akompaniujących mu muzyków (m.in. Chad Smith z RHCP, Benmont Tench z Heartbreakers i David Hidalgo z Los Lobos) sprawiają, że otrzymujemy sporą porcję krwistego, amerykańskiego rocka. Znać, że teraz Kid Rockowi bliżej do Bruce'a Springsteena, Free i Areosmith z at 70. niż do Beastie Boys.
Grzegorz Dusza
Warner