Trochę naczekaliśmy się na nowy album Marillion, ale w końcu jest! "Sounds That Can`t Be Made" otwiera epicka, 17-minutowa "Gaza", jedna z lepszych kompozycji w - uwaga - całej dyskografii Brytyjczyków.
To jedna z trzech piosenek na tym albumie, która trwa powyżej 10 minut. Aż łezka się w oku kręci i przypominają takie utwory jak "The Invisible Man" czy "Neverland". Z drugiej strony to dość ironiczne, że Marillion tak bardzo starało się zdystansować swego czasu od utworów takich jak monstrualny "Grendel", gdy przecież w erze Hogartha nagrali więcej długich form niż w czasach Fisha, choć oczywiście nie jest to ten sam rodzaj magii co w przypadku starych kawałków, zapożyczających wiele z pierwszego okresu twórczości Genesis.
"Sounds That Can`t Be Made" bez wątpienia najbardziej przypadnie do gustu fanom "Marbles", którzy mogą spokojnie potraktować nowy album jako muzyczną kontynuację dzieła z 2004 roku. Niestety, nie jest to płyta dla wszystkich. Nawet wielbiciele prog rocka mogą narzekać na zbytnie przekombinowanie w niektórych utworach, tak jakby muzycy czuli, że jeszcze muszą cokolwiek komuś udowadniać.
Niepotrzebnie. Niektóre dłużyzny mogą także zmęczyć. Sprawia to, że w ogólnym rozrachunku płytę można odebrać jako nierówną. Niestety, producent Mike Hunter nie spisał się, choć Marillion chwali go na każdym kroku, nazywając nawet szóstym członkiem zespołu.
M. Kubicki
MYSTIC