Rock progresywny ma już dawno za sobą czasy świetności. Wciąż jednak fani tego gatunku mogą natrafić na premierowe płyty nieodbiegające poziomem od tych realizowanych w latach 70. Z pewnością wiodącym przykładem jest tu istniejąca od lat 80. grupa Marillion.
Nowa płyta formacji nie jest pozycją wybitną, ale powinna zadowolić licznych wyznawców zespołu, także tych polskich. Słuchanie jej od pierwszego do ostatniego dźwięku da im z pewnością wiele radości.
"F*** Everyone And Run" to kolejny koncept-album złożony z trzech głównych części: "El Dorado", "The Leavers" i "The New Kings", które z kolei składają się z kilku mniejszych kompozycji. Do tego dochodzą trzy utwory niezwiązane z tamtymi. Wszystko to wygląda dość skomplikowanie, ale płyta ma tę zaletę, że poszczególne piosenki mogą funkcjonować samodzielnie w oderwaniu od konceptu.
Zawsze wolałem Marillion z Fiszem. Płaczliwy wokal Steve`a Hogartha wydawał mi się zbyt delikatny, mało dynamiczny, a muzyka zespołu wydumana. Zdania nie zmieniłem, choć na nowej płycie taka koncepcja sprawdza się zaskakująco dobrze.
Najbardziej urokliwie robi się w momentach wyciszonych, nagraniach opartych na trip hopie i ambiencie. Doskonale funkcjonuje tu połączenie partii fortepianu, gitary i smyczków. Dla fanów rocka progresywnego - pozycja obowiązkowa
Grzegorz Dusza
UNIVERSAL