Kariera kwartetu z Manchesteru przebiega w imponującym stylu. Po doskonale przyjętym debiutanckim krążku The 1975 właśnie wydali drugi album, który stał się numerem jeden w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Australii. Nie przeszkodziły w tym ani trudny do zapamiętania tytuł, ani czas trwania płyty (75 minut), ani liczba utworów (17), co jak na obecne standardy wydaje się materiałem nie do przebrnięcia. A jednak krążka słucha się z wielką przyjemnością.
The 1975 nie chcą zbawiać świata, nie dopisują do piosenek żadnych ideologii. Tworzą pełne młodzieńczego wigoru zabawowe numery inspirowane latami 80., ale osadzone we współczesnej estetyce indie. Z jednej strony odnajdziemy tu odwołania do synthpopowej estetyki a la Duran Duran i A-ha oraz soul-rocka spod znaku Prince`a, z drugiej zaś - elektroniczne laptopowe plumkanie, dream- -popowe numery czy wreszcie hip hop.
Muzycy czasem zbliżają się do brudnej alternatywy, by za moment zaśpiewać jak słodki boys-band. Nazywanie grupy postmodernistyczną jest mocno na wyrost, ale dzięki temu swoistemu dualizmowi album The 1975 jest jeszcze bardziej intrygujący.
Grzegorz Dusza
UNIVERSAL