Tytuł nowego albumu Imagine Dragons sugeruje postęp, zmianę podejścia do muzyki, ale czeka nas zawód - tak naprawdę niczego nowego nie usłyszymy.
Piosenki amerykańskiej grupy są do bólu przewidywalne, zrealizowane pod radiowe listy przebojów i wielkie stadionowe koncerty. Ta sterylność produkcji na dłuższą metę jest wręcz irytująca. Przesterowany dźwięk i sztucznie podbita głośność sugerują, że płyta nagrana została nie przez ludzi, a maszyny. A przecież zespół ma całkiem spory potencjał i mógłby tworzyć muzykę na przyzwoitym poziomie.
Niestety, Smoki poddały się ogólnoświatowemu trendowi utaneczniania rockowych piosenek, który nie ominął także ich starszych braci z Coldplay, Kings of Leon czy Mumford and Sons. Płyty "Evolve" nie ratuje nawet wokalista Dan Reynolds, który dobrze czuje się w każdej stylistyce - od rapu przez soul po rock. Jeśli na tym miała polegać ewolucja grupy, to lepiej, żeby zrobili krok wstecz i na nowo odnaleźli radość tworzenia.
Grzegorz Dusza
UNIVERSAL