Rodzinny amerykański band (tworzy go trzech braci i ich kuzyn) potrafi pisać przebojowe kawałki, które można określić jako rockowy maistream. O ile jeszcze wczesne albumy Kings Of Leon miały rockowy pazur, odznaczały się surowością i energią, tak z każdym kolejnym krążkiem brzmienie grupy łagodniało.
Najnowszy "Walls" jest tego najlepszym przykładem. Otwierające album "Waste a Moment" i "Reverend" niespecjalnie zachęcają do wysłuchania całego albumu. Są do bólu przewidywalne i nijakie. Dopiero funkowy rytm "Around the World" podnosi temperaturę albumu. Podobnie jest z mocno brzmiącym "Find Me", w którym siłą napędową jest linia basu.
Nowofalowo zabrzmiał "Over", akcenty westernowe usłyszymy w "Muchacho". Melancholijnie robi się w "Conversation Piece" okraszonym partią syntezatorów. Refleksyjną jesienną atmosferę podtrzymuje zamykający album gitarowo-fortepianowy "Walls". Jeden z najsłynniejszych obecnie rockowych bandów na świecie wydał album, który nikogo nie porwie, ale też i nie zawiedzie.
Grzegosz Dusza
SONY