Swego czasu Snow Patrol byli stawiani w jednym szeregu z Coldplay. Inna sprawa, że na początku kariery obie formacje bezceremonialnie zżynały z U2, co w sumie im się opłaciło. Porównując dziś dokonania obu zespołów, kariera Snow Patrol wypada dość blado.
Co prawda Snow Patrol są zespołem rozpoznawalnym, nawet dość popularnym na świecie, ale przebojów mieli jak na lekarstwo. Sytuacji nie poprawi także najnowszy krążek Szkotów, nagrany po siedmiu latach milczenia. Może lepiej byłoby, gdyby pozostali mistrzami melancholii i, jak dawniej, czarowali przestrzennym gitarowym brzmieniem.
W zaśpiewanych tęsknym głosem przez lidera Gary`ego Lightbody`ego otwierających album piosenkach "Life on Earth" i "Don`t Give In" przypominają Radiohead z ich britpopowego okresu oraz swoich pobratymców z grupy Travis. Gorzej, kiedy usiłują podążać za Coldplay i na siłę wciskają do piosenek elektronikę i rytmy R&B. Wychodzi z tego jakiś koszmarek, dziwaczna hybryda rocka i tanecznego soulu.
"Wildness" miała poruszyć temat dzikości w najbardziej pierwotnej wersji. U mnie dzikości serca w żaden sposób nie wywołała. Muzyka jest tu zbyt zachowawcza i ugrzeczniona, brakuje jej rockowej energii i siły.
Grzegorz Dusza
Universal