Debiut płytowy pochodzącej z Londynu formacji Black Midi zrobił sporo zamieszania w świecie alternatywnego rocka. Recenzje "Schlagenheim" są entuzjastyczne, a koncerty grupy przykuwają uwagę widzów.
Czterech muzyków tworzących zespół to wyśmienici instrumentaliści, choć mają niewiele ponad 20 lat. Pojawiające się nierzadko porównania do Pere Ubu, Public Image Ltd., The Residents, The Talking Heads, King Crimson, a przede wszystkim do Can i Neu! są w pełni uzasadnione.
Kompozycje wypełniające płytę "Schlagenheim" rodziły się z długich improwizacji. Dominuje tu bardzo intensywne, gęste granie z krautrockową motoryką, hardcore’owym czadem i jazzrockową finezją. Bębniarz wygrywa tu karkołomne podziały, uderza z wielką siłą, a jednocześnie jest precyzyjny jak metronom.
Gitara dość swobodnie porusza się po strukturze utworów, a wokalista krzyczy, melodeklamuje, zawodzi. Doprawdy trudno przewidzieć, co się za chwilę stanie. To muzyka wydobywająca się z piekielnej czeluści, jednak jest na tyle kusząca, że warto poddać się jej bez reszty.
Black Midi sięgają do tradycji awangardowego grania lat 70. i początku 80. Niby nic nowego, a jednak swoim albumem są jak erupcja wulkanu na zastygłej alternatywnej scenie.
Grzegorz Dusza
Rough Trade/Sonic