Siltech ST-18 G3 - przedstawiciel szybkiego, suchego rodzaju prezentacji. Bardzo energiczny, nieschodzący zbyt nisko bas, obecny w niezbyt oszałamiających ilościach. Konturowy, z delikatnym zaakcentowaniem swych krawędzi.
Kabel oszczędny w treści, choć niekiedy ma ochotę pokazać, co potrafi. Trochę zamulony środek nie jest zbyt wylewny, brak mu ożywienia i zdecydowania. Najwyższe tony to podobnie jak bas - pasmo, w którym Siltech czuje się najlepiej. Jest ich sporo.
Pomimo to jednak najwyższe częstotliwości, poza tendencjami do przerysowań i niewielkich skłonności do dominacji, przedstawiają się poprawnie. Są w miarę przyjemne dla ucha, ale nie brak im charakterystycznego oziębienia srebrnego przewodu.
Siltech ST-48 G3 na pierwszy rzut oka niewiele różni go od osiemnastki. Jest po prostu od niego nieco grubszy, dzięki przewodnikom o większej średnicy. Bas w jego wykonaniu nieznacznie się poprawił w stosunku do tańszego modelu, jest go trochę więcej.
Ale podstawowa zmiana mieści się w zakresie tonów średnich, słabo artykułowanych w tańszym egzemplarzu, które tutaj nagle się pojawiły w dobrej formie. Góra wprawdzie zyskała na pewnej kulturze i ogładzie, ale były to raczej zmiany kosmetyczne.
Siltech SQ-88 G3 - właśnie w tym przypadku dopiero możemy poznać klasę srebrzanki z Niderlandów, aczkolwiek nie popadajmy w przesadę. "88" najbardziej przypadła mi do gustu. Ale przy zakupie swoją rolę odegra oczywiście cena.
Niezależnie od niej SQ-88 był po prostu wyraźnie lepszy od pozostałych Siltechów, jakich miałem okazję posłuchać. Jego tony średnie układały się już nie tylko poprawnie, ale i harmonijnie, scena miała odpowiednie proporcje i przestrzeń, nie pomijała też dalszych planów, co jest niestety problemem tańszych egzemplarzy holenderskiej wytwórni.
Najniższe rejestry to precyzja, szybkość i energia, oraz w końcu odpowiednia ilość basu, którego tak mi brakowało. Tony wysokie płynnie wkomponowały się tuż nad średnimi, tworząc ich naturalna kontynuację. Nigdy nie były zbyt jazgotliwe i nieprzyjemne dla ucha.