Do porównania z Piegą Twen jeszcze lepiej pasowałby inny model Vienny - Schonberg, w podobnym do Twena stylu, nie mniej awangardowy, w aluminiowej obudowie, znacznie szerszej niż głębokiej, kosztujący tylko trochę więcej - 10 000 zł za parę.
Jednak Schonbergi już testowaliśmy, a wspominamy je nie tylko ze względu na stylistyczne konotacje z Piegami, ale i dla zwrócenia uwagi, że od prawie dwudziestu lat znana i wciąż kultywowana jako główny nurt koncepcja estetyczna, której przykładem jest tutaj Vienna Acoustic Mozart Grand, nie ma już monopolu w ofercie Vienny.
Przełamanie nastąpiło kilka lat temu, wraz z Schonbergiem i całą jego kinowodomową rodzinką - głośnikami efektowymi, centralnym i subwooferem. Jednak ten ciekawy i wielce obiecujący swoją oryginalnością kierunek rozwoju oferty nie był dalej kontynuowany, i kolejne konstrukcje Vienny znowu przypominały to, czym firma zasłynęła w latach 90. ubiegłego wieku.
Wciąż więc piszemy i mówimy o stylu Vienny, mając przy tym na myśli klasyczne obudowy, pięknie fornirowane i lakierowane, ale kto szuka czegoś zupełnie innego, brawurowego, ultranowoczesnego, nie musi wcale iść do szwajcarskiej konkurencji...
Praca u podstaw
W zeszłym roku firma odświeżyła, czy raczej generalnie wyremontowała całą podstawową część oferty, wymieniając wszystkie modele na nowe, ale podstawowe cechy ogólnej koncepcji estetycznej pozostały bez zmian.
Klasyczne Vienny to wciąż kolumny, które można polecać znajomym opisując je prostymi słowami: "bardzo ładne". Ich urok jest oczywisty, bezpretensjonalny i uniwersalny, nie bierze się z wyuzdanych kształtów, które kogoś zafascynują, a kogo innego odrzucą.
To styl będący połączeniem północnśuropejskiego minimalizmu i dbałości o detale - ale bez przeładowania dekoracjami - i południoweuropejskiej (a dokładnie włoskiej) atencji dla naturalnego drewna i płynności kształtów.
Taka koncepcja nie ma w sobie nic rewolucyjnego i nie wymaga nawet od projektanta wielkiego talentu, jednak poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko w innym miejscu - jakość stolarki jest tu kluczowa, ze szczególnym podkreśleniem jakości fornirów i ich lakierowania.
Tym właśnie Vienny najbardziej zwracają uwagę – pięknymi wykonczeniem wszystkich ścianek. Vienna Acoustic Mozart Grand dostępny jest w trzech wersjach forniru - klonu, czereśni i palisandru, a także pokryty lakierem fortepianowym.
Zaraz potem zwracamy uwagę na zaokrąglenia krawędzi, obecne nie tylko w obrysie przedniej, ale i tylnej ścianki - ta pod względem wykonania jest traktowana podobnie jak front, ani trochę gorzej.
Widać precyzyjne dylatacje między płytami, oko ciesz ą także eleganckie akcesoria – cokół, zaciski przyłączeniowe, a także subtelna, ale i pomysłowa maskownica. Oglądany od frontu cokół wydaje się bardzo masywny, ale składa się z dwóch aluminiowych elementów opasujących z przodu i z tyłu dolną część obudowy, w wysuniętych narożnikach ma gwinty na bardzo duże kolce.
Gdyby jednak komuś takie ciężkie dodatki przeszkadzały, może wkręcić kolce bezpośrednio w dolną ściankę obudowy. Kolumna nie ma aż tak niepokojących proporcji, aby groziło to natychmiastową wywrotką.
Mozart z charakterem
Maskownice Vienny od dawna mocowane są do przedniej ścianki za pośrednictwem bardzo cienkich kołeczków, dzięki czemu odpowiednie dla nich uchwyty na froncie obudowy są niewiele większe, i nie szpecą go wtedy, gdy maskownica jest zdjęta.
Ale w konstrukcjach tej generacji maskownica ma nowy ciekawy szczegół, który jest dobrym przykładem, jak nic nie kosztujący, ale pomysłowy detal może wpłynąć na obraz całości. Otóż przez całą wysokość maskownicy (która zasłania większą część frontu) biegnie delikatna, ale wyraźna rysa - kilkumilimetrowe wgłębienie.
Niby nic, a dzięki temu kolumna z założoną maskownicą nie wygląda już tak bezpłciowo, nabiera charakteru, jest ciekawsza, i wydaje się jeszcze bardziej wysmukła.
I myślałem, że tylko o to chodzi, ale znalazłem maskownicę na firmowej liście akustycznych zalet Mozarta – owo biegnące pośrodku wcięcie ma mieć właściwości korygujące, minimalizujące negatywny wpływ całej maskownicy na brzmienie, ewentualnie ma pozwalać na strojenie kolumn - czyli zmieniać ich brzmienie...Że jedno kłóci się z drugim, trudno; nie bądźmy takimi miernotami, aby szukać logiki w audiofilskim świecie.
Vienny udoskonalenie
Vienna Acoustic Mozart Grand jest najnowszą wersją konstrukcji, która wraz z imieniem słynnego kompozytora pojawiła się w połowie lat. 90. ubiegłego wieku. Sami testowaliśmy już Mozarty, które i wcześniej były układem opartym na dwóch głośnikach 14-cm.
Obecnie stosowane przetworniki wydają się nieco większe, ale to raczej tylko efekt powiększenia kosza do regularnego okręgu, podczas gdy wcześniej były to Seasy z koszami o charakterystycznym, "szczuplejszym" obrysie.
Można dodać, że głośniki stosowane obecnie w Grand Mozartach, pojawiły się kilka lat wcześniej, w podobnej konfiguracji, we wspominanym Schonbergu, i stąd obydwie konstrukcje są pod tym względem bardzo podobne, chociaż wzorniczo kompletnie różne.
Membrany wyglądają bardzo ciekawie, bo są niemal przezroczyste - materiał ten opracował (a całe głośniki wyprodukował) norweski Seas, chociaż Vienna nie wspomina o tym ani słowa, a chwali się dalszymi, własnymi udoskonaleniami tego materiału, polegającymi na dodaniu różnych odmian polimerów.
Generalnie jest to membrana z gatunku polipropylenowych. Kosze głośników są odlewane, a układy magnetyczne ekranowane – jednak głośnik wysokotonowy ekranowany już nie jest.
Tweeter to klasyczny Scan-Speak - 28-mm jedwabna kopułka z rodziny D2905, z upodobaniem stosowana przez Viennę od wielu lat w większości konstrukcji. Ustaliliśmy więc, że Vienna Acoustics należy do tej grupy (większościowej) producentów zespołów głośnikowych, którzy same przetworniki kupują od specjalistów w tej dziedzinie, a skupiają się na projektowaniu i strojeniu całych kolumn, mając oczywiście zapewnione dostawy pięknych obudów.
Rzeczywiście grand
Poprzednie Mozarty, chociaż miały dwa głośniki 14-cm, były układem dwudrożnym (obydwa pracowały w zakresie nisko-średniotonowym). Vienna Acoustic Mozart Grand to już układ dwuipółdrożny, czego można być niemal pewnym, widząc rozsunięcie obydwu "piętnastek".
Oczywiście nie oznacza to, że tak musi wyglądać układ dwuipółdrożny, ale przy takiej konfiguracji niższe odfiltrowanie dolnego głośnika jest w zasadzie obowiązkowe, jeśli nie chce się wywołać poważnych zaburzeń na charakterystykach kierunkowych.
Producent przedstawia zwrotnicę jako zestaw filtrów 6dB i 12dB/okt., prawdopodobnie łagodniejsze filtrowanie dotyczy głośnika niskotonowego, a nieco ostrzejsze nisko-średniotonowego i wysokotonowego. Obiecywane są bardzo dobre komponenty zwrotnicy - polipropylenowe kondensatory, cewki powietrzne i metalizowane rezystory, wszystkie dobrane z tolerancją nie większą niż 1%.
Zwrotnica zmontowana jest na pionowej płytce drukowanej, połączonej bezpośrednio z pojedynczą parą zacisków. Dostęp do niej pojawia się wraz z odkręceniem długiego fragmentu tylnej ścianki, który obejmuje też dwa tunele bas-refleks, wyprowadzone z niezależnych komór obydwu 15-cm głośników.
Tunele są długie dla ustalenia niskich częstotliwości rezonansowych, co wiąże się z przyjętym modelem strojenia QB3, zapewniającym dobre właściwości impulsowe, a jak pokazują pomiary i odsłuch - również bardzo niskie zejście basu.
Sposób wytłumienia obudowy jest dość niekonwencjonalny - zamiast typowego wyklejania wszystkich ścianek, w wybranych miejscach umieszczono kostki dość gęstego materiału tłumiącego (po jednej w każdej komorze). Z jakiej strony nie oglądalibyśmy Mozarta, to pod względem techniki i wykonania jest on rzeczywiście Grand.
Odsłuch
Można by (a może nawet powinno się) w tym miejscu z marszu przejść do brzmieniowych konkretów, jednak nie potrafię uwolnić się od przypuszczeń, i czasami od ich wyrażania, jakie mogą być wrażenia potencjalnych klientów, którzy zwracając uwagę na określoną konstrukcję głośnikową, już na podstawie jej wyglądu mogą mieć pewne oczekiwania.
Może to mieć też znaczenie dla samej oceny brzmienia - gdyby np. kolumny jednoznacznie duże, wielodrożne, wyposażone w kilka niskotonowych (albo jeden wielki) nie imponowały basem i dynamiką, byłoby to z pewnością rozczarowujące.
A gdyby schludne, ale surowe Proaki nie reprezentowały neutralności i liniowości, odbierałbym to jako dysonans, nieporozumienie, gdyż są to kolumny przede wszystkim dla konserwatywnego, ortodoksyjnego audiofila, który ceni prostotę formy i rzetelność treści.
Wymieniam Proaki nie przypadkiem, bo są one w Polsce często porównywane do Vienny - gdyż od wielu lat obydwie firmy reprezentowane są u nas przez tego samego dystrybutora.
Ale nawet w pismach audiofilskich, przy wszelkich przejawach szacunku dla powściągliwości Proaka, równie często pojawia się uznanie i sympatia dla mniej "kanonicznego", ale jakże miłego dla ucha, przyjaznego, nie stuprocentowo neutralnego, ale sprawnie zorganizowanego brzmienia kolumn Vienny.
A kiedy skojarzymy takie brzmienie z ich dopieszczonym, słodkim wyglądem, satysfakcja jest pełna, bo i tu następuje harmonia.
Intuicyjnie oceniam, że tak wyglądające kolumny mają prawo tak grać, a nawet że tak grać im wypada, bo to podobna estetyka, kierowana do klienta ceniącego barwę, miękkość, ocieplenie, zaokrąglenie, jak też przejrzystość i blask.
I tak w jednym zdaniu można by przedstawić Mozarty, jak też większość kolumn Vienny. Góra pasma jest aktywna, gdzieś tam podbarwiona, ale elegancka - nie ma w niej niczego bolesnego, czy nawet nieprzyjemnego, ani szklistości, ani metaliczności, ani zapiaszczenia.
Gładka, zwinna, wyrazista, wcale nie próbuje całkowicie wkleić się w środek. Na drugim skraju pasma z podobną swobodą ukształtowany bas - wydaje się, że schodzi bardzo nisko, tak - bardzo nisko, tam wyraźnie zmiękcza się, co w zamian za takie rozciągnięcie można już spokojnie wybaczyć, a nawet polubić - bo z twardym, konturowym uderzeniem po prostu nie pasowałby do całości.
Wyższy podzakres basu został więc odpuszczony, kolumny Vienna Acoustic Mozart Grand nie nabiją muzyce rytmu, chociaż dobrze nasycą ją niskotonową substancją - ale też bez przesady, który wywołałby jakiś tonalny przechył. średnie tony są delikatne, na pewno mniej masywne niż w Twenach, ale dzięki swojej soczystości i plastyczności czytelne i proporcjonalne.
Mozarty nie sposób oskarżyć o zmulenie (zmiękczenie najniższych tonów już im darowaliśmy), ale i nie da się im zarzucić wyostrzenia (chyba że za takowe ktoś uzna radosne cykanie wysokich tonów). Zaokrąglenie dźwięków nie wywołuje ich zlewania się, a głęboka scena dźwiękowa tym bardziej poprawia separację źródeł.
Podobnie jak w przypadku Twena, możliwa do osiągnięcia skala dźwięku nie dosięgnie rekordów ustanawianych przez wielodrożne monstra z dwóch poprzednich odcinków testu, ale jest porównywalna do obserwowanej trzy miesiące temu wraz z dwuipółdrożnymi duńskimi konstrukcjami.
Relaksujące, łagodzące, ale i charyzmatyczne brzmienie, zatrzymują- ce w fotelu na dłużej. Przyjemnie ich słuchać, przyjemnie na nie patrzeć.