Odtwarzacz CD Carat C57
Cały układ, wraz z zasilaczem, zmontowano na jednej, dużej płytce drukowanej. Podstawą jest już dość leciwy, ale przeczcież świetny przetwornik D/A Burr-Browna PCM1732, w którym znalazł się dekoder HDCD.
Co ciekawe, jest to jego starsza wersja PMD-100, a nie softwarowa PDM-200. Pozostały układ zminimalizowano, ponieważ zarówno konwersją I/U, jak i wzmocnieniem i buforowaniem zajmują się kości Burr-Browna OPA2134 (po jednej na kanał).
Ze światem zewnętrznym urządzenie łączy się nie przez układ DC-serwo, ale przez spore kondensatory polipropylenowe. Elementy bierne są generalnie wysokiej klasy, bo mamy też metalizowane oporniki, a w zasilaczu dla wyjścia analogowego bardzo dobre, duże, kondensatory elektrolityczne Nichicon Fine Tune.
Zasilacz jest rozbudowany, bo osobne uzwojenia wtórne wychodzące z niewielkiego transformatora toroidalnego otrzymały wszystkie sekcje - napęd, część cyfrowa, sterowanie i sekcja wyjściowa. Jedyne, co bym może zmienił, to wyprowadzenie kabelków do gniazd RCA - są za długie i niepotrzebnie wpinane do płytki PCB za pomocą gniazd.
Jednym z walorów odtwarzacza Carat C57 jest obecność na pokładzie przetwornika HDCD - High-Definition Compatible Digital. Jest to jeden ze sposobów kodowania i dekodowania sygnału audio, pozwalającego na zapis na zwykłej płycie CD sygnału o rozdzielczości 20 bitów.
Ponieważ płyty tego typu są kompatybilne ze zwykłymi odtwarzaczami, swego czasu wydawało się, że pomysł firmy Pacific Microsonics (Union City, Kalifornia, USA) zostanie wprowadzony do wszystkich odtwarzaczy.
Tak się jednak nie stało, a to ze względu na restrykcyjne podejście PM do spraw licencji - tylko ta firma wytwarzała niezbędny do zakodowania sygnału przetwornik A/D Model One oraz potrzebny do zdekodowania sygnału filtr PMD-100, co znacząco ograniczyło zasięg wynalazku.
Początkowo dekodery PMD-100 były dostępne jako samodzielne układy. Później firma Burr-Brown opracowała wspólnie z Pacific Microsonic przetwornik D/A (taki jak w Caracie), którego dekoder był immanentną częścią.
Kolejnym i jak na razie ostatnim krokiem, było opracowanie dekodera zdolnego współpracować z sygnałami DVD-Audio (24/192). Z powodu zaawansowanych obliczeń, musiał to być produkt softwarowy, "ładowany" do układów DSP, głównie Analog Devices. Stąd, w kościach dekodujących obraz i dźwięk w kinie domowym, HDCD jest standardowo obecne, a od producenta zależy, czy tę funkcję uruchomi.
Niektórzy uruchamiają ją, po czym nie umieszczają stosownego loga, omijając w ten sposób opłaty licencyjne...Jakiś czas temu najwięcej płyt zakodowanych w HDCD wydawała firma EMI, wspomnijmy np. o katalogu King Crimson, jednak od jakiegoś czasu pałeczkę przejęły labele audiofilskie, z LINN Records oraz First Impression Music na czele.
Obydwie firmy w ten sposób kodują także warstwę CD na hybrydowych płytach SACD. Do tego celu stosują dwa tory nagrywające - osobny dla HDCD, z przetwornikiem Model Two i rekorderem PCM, oraz dla warstwy SACD, z rekorderem DSD. Gwarantuje to możliwie optymalną obróbkę każdego typu sygnału. Warto wspomnieć także o firmie Opus 3, z wieloma tytułami w HDCD.
Pomimo teoretycznych zalet HDCD, jego przyszłość nie jest świetlana, będzie to tylko niszowy, nie odgrywający większej roli format. Ale przecież nie zaszkodzi mieć stosowny dekoder...
Wzmacniacz Carat A57
Demonstrowana tu koncepcja plastyczna, przywoływana a to przez Cello, a to przez AudioNemesis, żeby "wypaliła", musi być zrealizowana naprawdę dobrze. Obudowy we wzmacniaczu Carat A57 wykonano w prosty sposób, z niezbyt grubych stalowych blach.
Projekt determinowany jest jednak przez przednie ścianki, wykonane z grubych płatów czernionego akrylu, kontrapunktem są zaś wykonane z pięknie wykończonej stali nierdzewnej mniejsze elementy - przyciski, maskownica szuflady płyty odtwarzacza i pokrętło siły głosu we wzmacniaczu.
Obok niego mamy pojedynczy guzik "Function". Okazuje się, że to nie tylko ładne, ale i nowocześnie zaprojektowane urządzenie, z dużym układem logicznym w roli "mózgu". Można dzięki niemu ustawić balans i prowadzić korekcję wysokich i niskich częstotliwości.
Wybrane wejście oraz poziom siły głosu ukazywane są na alfanumerycznym wyświetlaczu. Oprócz tego mamy też wejście mini-jack dla odtwarzacza MP3 oraz wyjście słuchawkowe. Na tylnej ściance, oprócz klasycznych wejść liniowych RCA (pięć par), mamy również wejście gramofonowe dla wkładek MM/MC, wyjście z przedwzmacniacza oraz po dwie pary gniazd głośnikowych na kanał.
Miłośnicy bi-wiringu mają więc pole do popisu. A pomyślano o nich nie jak o natrętach, ale o zwolennikach pewnej idei, ponieważ podwójne kable idą aż od tranzystorów wyjściowych, przez podwójne przekaźniki układu zabezpieczającego. Taką konsekwencję widziałem dotychczas tylko we wzmacniaczu Meridiana.
Prawie cały układ zmontowano na jednej dużej płytce, na mniejszej mamy tylko filtr wejściowy AC oraz układ stand-by. Z niezłoconych gniazd RCA, zaekranowanych od góry i z boków grubą blach ą, trafiamy do scalonych układów firmy Sanyo, w których zawarta jest funkcja przełączników wejść, regulacji barwy oraz kontroli poziomu wyjściowego. Projektanci umożliwili również regulację czułości wejściowej każdego z wejść, ale akurat tej funkcji nie udało mi się aktywować.
Następnie mamy pojedynczy układ scalony NE 5532, który jednak wcale nie musi się znajdować w torze sygnału, i opartą całkowicie na tranzystorach końcówkę mocy. Jej część prądowa pracuje ze znakomitymi bipolarnymi tranzystorami Sankena (po dwie pary 2SA1295+2SC3264).
Tuż przy nich mamy bank czterech kondensatorów po 10 000μF każdy. Zasilacz jest bardzo rozbudowany, poczynając od dużego transformatora toroidalnego, przez wiele uzwojeń wtórnych, po ładne obwody stabilizujące.
Co ciekawe, chociaż sekcja wejściowa i sterująca otrzymały osobne zasilacze dla każdego z kanałów, końcówki zasilane są z tego samego uzwojenia. Kable głośnikowe prawego kanału spięte są razem z kablami zasilającymi - wolałbym tego nie widzieć...
Bardzo ładnie wykonano przedwzmacniacz gramofonowy, oparty o dwa dobre układy scalone LM833N National Semiconductor i foliowe kondensatory.
Carat Audio C57 + A57 - odsłuch
Odsłuch Carata rozpocząłem od okrutnego rozdzielenia tego pięknego systemu, i wprowadzeniu oddzielnie odtwarzacza i wzmacniacza do hi-endowego systemu po to, aby zbadać ich jakość w szerszej perspektywie. Jak się okazało, w stosunku do odtwarzacza, który poszedł na pierwszy ogień, referencja okazała się wcale nie taka bezwzględna…
Odtwarzacz bardzo mi się spodobał. Odtwarzacz Carat C57 gra trochę tak, jakby fantastycznemu, testowanemu jakiś czas temu odtwarzaczowi Xindaka C-06 dodano rozdzielczości, przestrzeni i ogólnej szlachetności, co teoretycznie przy dwukrotnym zwiększeniu ceny powinno wystąpić, ale co jest przypadkiem raczej rzadkim.
Brzmienie Carata C57 jest bowiem bardzo transparentne, a przy tym niezwykle spójne, pełne, przypominające granie dobrego gramofonu analogowego. Wpływ na to ma m.in. znakomita góra, dźwięczna, wyraźna, zawsze obecna, mieniąca się różnymi odcieniami, mająca jednak nieco "słodki" charakter, przywołujący z pamięci drogie produkty Accuphase’a, np. DP-78.
Zapomnimy o szorstkości CD. Co więcej - pięknie nagrana, zarejestrowana w HDCD płyta Laurie Anderson Life On a String pokazała, że nie wiąże się to z pogorszeniem rozdzielczości czy przejrzystości.
Także scena nie płaci tutaj owej słodkości dywidendy, ponieważ wszystkie wydarzenia w przeciwfazie, otaczające słuchacza ciasnym kokonem, zostały pokazane naprawdę ponadprzeciętnie - stabilnie, namacalnie, bez dziur i nieciągłości. Jedynie niskie dźwięki, które okrążają nas w kilku utworach, nie były aż tak solidne. Ale nie potrafią ich dobrze przekazać żadne odtwarzacze z mniej niż pięcioma cyframi w cenie.
Tak wysokie noty potwierdził odsłuch płyty Smolik tegoż artysty, gdzie dzięki bardzo dobrej barwie wokale kreowały duży, plastyczny i wiarygodny obraz. To tutaj dały się wszakże zauważyć elementy które w droższych odtwarzaczach są lepiej prowadzone.
Jeden z nich wiąże się z lekką eufonią wyższej średnicy. Chodzi o swego rodzaju powiększenie elementów z tego zakresu. Daje to duży, efektowny obraz i choć w drogich systemach mogłoby to być odebrane jako lekka dezynwoltura, to w tym przedziale cenowym zostaje jedynie pozytywne wrażenie.
Wzmacniacz Carat A57 gra zbliżonym balansem tonalnym. Pomimo niewysokiej ceny jego brzmienie jest bardzo przyjemne, dobrze "ustawione" i pozbawione oczywistych wad. Wprawdzie daleko mu do rozdzielczości odtwarzacza, do jego klasy po prostu, ale w okolicach 3000 zł, w odniesieniu do innych wzmacniaczy, Carat A57 broni się dzielnie.
Jego dźwięk jest nieco ciepły, płynny, znowu przypominający Xindaka. Nie ma tu wyrywności i siłowego udowadniania swoich kompetencji. Muzyka płynie nieskrępowanie, bo mamy duże plany dźwiękowe.
To urządzenie dobre dla wszystkich, którzy szukają urządzenia może nie wybitnego, ale bez wyraźnych wad. Dla wyczynowców pewnym problemem może być jedynie bas, który w swojej niższej części jest dość ciepły i niezbyt zwarty, przez co uderzenia kontrabasu wybrzmiewają trochę dłużej niż np. w Cambridge Audio.
Mięsistość tego zakresu ładnie przełoży się natomiast na wolumen instrumentów przy małych i średnich kolumnach, którym taka pomoc na dole skali się przyda.
Zupełnym zaskoczeniem jest bardzo dobrze grający przedwzmacniacz gramofonowy. Zarówno z taniutką wkładką MM Sumiko Oyster, jak i wyrafinowaną, choć także niedrogą MC Denon DL-103, dźwięk był znakomity!
Gładka średnica, głębokie tło, ładna góra - może bez specjalnie rozbudowanych barw, ale co tam - i mocny, mięsisty bas. Za taki preamp trzeba by zapłacić jakieś 400-600 zł, jeśli chcielibyśmy szukać czegoś "na zewnątrz".
Bardzo fajnie zabrzmiało również wyjście słuchawkowe - wyraźne wokale, oddech, nacisk na środek. System gra tak, jak wzmacniacz, ale dostajemy sporo z płynności odtwarzacza. Przyjemny, gładki, nieco ciepły dźwięk z mocnym basem i delikatną w barwie, a całkiem mocną w rysunku górą.