Front ma typową dla współczesnego Marantza formę trzyczęściową. Pośrodku znajduje się główny element, na którym umieszczono wyświetlacz, szufladę oraz część przycisków.
Oprócz numeru i czasu utworu, możemy zobaczyć informacje tekstowe zapisane na płytach SACD a także inne detale - wybrany filtr cyfrowy, aktywację filtru Nosie Shaping, wyłączenie wyjścia cyfrowego, symbol SACD, świecący, kiedy wybrana jest ta właśnie warstwa.
Wyświetlacz można zaciemnić całkowicie (po naciśnięciu jakiegokolwiek guzika wyświetlacz na chwilę ożywa). Jak kiedyś Sony, a teraz także Ayre, Meridian i inni, Marantz oferuje możliwość wyboru filtra cyfrowego, który kształtuje sygnał wyjściowy.
Marantz SA-11S2 - filtry
Przy CD filtr nr 1 działa w ten sposób, że impuls ma bardzo krótkie "dzwonienie" (pre-echo i postecho); filtr nr 2 naśladuje dźwięki w realnym świecie, tj. ma bardzo krótkie pre-echo i dłuższe post-echo; wreszcie filtr nr 3 – podobny do 1, ale z mocniej nachylonym filtrem końcowym. To filtr o najlepszych parametrach mierzalnych (najszersze pasmo).
Przy SACD sprawa wygląda trochę inaczej. Nr 1 to dźwięk "direct", z kolei nr 2 i nr 3 filtrują przy 50 kHz. Standard SACD przewiduje pasmo przenoszenia do 100 kHz, jednak Philips, jeden z jego twórców, rekomendował użycie filtra przy 50 kHz, aby obciąć wysoki szum ultrasoniczny (tak zresztą robi większość firm, nawet o tym nie informując).
Marantz daje wybór - z nr 1 mamy pełne pasmo przenoszenia (do 100 kHz), a nr 2 i nr 3 ograniczone od 50 kHz, tyle że z różnym nachyleniem zbocza.
Jest jeszcze Noise Shaping ("kształtowanie [modulowanie] szumu"). To filtr cyfrowy, w którym stosuje się cyfrowe sprzężenie zwrotne, pomagające przesunąć część szumów jeszcze wyżej. Mamy także filtr DC, odcinający sygnał poniżej 1,5 Hz.
Jeśli tego wam jeszcze mało… Marantz daje możliwość zmiany fazy absolutnej oraz podłączenia zewnętrznego zegara wzorcowego, taktującego napęd i przetwornik C/A.
Zmiana fazy absolutnej zawsze może się przydać, szczególnie jeśli korzystamy z wyjść XLR - Marantz ma okablowanie "USA", teraz stosowane już chyba tylko w Japonii, tj. z pinem 3 "gorącym".
Z kolei zewnętrzny zegar to rzecz w hi-fi spotykana ekstremalnie rzadko. Jego gorącymi zwolennikami są firmy dCS i Esoteric, a więc mające swoje korzenie w środowisku "pro". Bo w studiach to norma – wszystkie urządzenia w danym systemie trzeba tam taktować tym samym zegarem.
Szuflada jest wąska, wykonana z odlewu z metali lekkich i wzmocniona dwoma stalowymi prętami, na których się porusza. Choć firma mówi o własnym napędzie, to bardzo zbliżone proponuje austriacka firma StreamUnlimited.
W SU pracują inżynierowie z Philipsa, którzy tworzyli standard CD, a przecież Marantz z Philipsem ma wieloletnie związki… Może więc napęd powstał w jakiejś kooperacji. Jak wynika z materiałów firmowych SU, istnieje możliwość wpisania oprogramowania napisanego przez firmę zamawiającą.
Marantz SA-11S2 - przyłącza
Z tyłu widać mnóstwo miedzi, która od dawna jest wyróżnikiem Marantza z "wyższej półki", a na jej tle gniazda analogowe RCA i XLR, wszystkie złocone.
Są też trzy wyjścia cyfrowe - RCA i optyczne, a także wejście cyfrowe na BNC; to ostatnie nie służy jednak przesyłaniu do Marantza SA-11S2 sygnału audio, ale do transmisji sygnału z zewnętrznego zegara. Brak wejścia cyfrowego audio w tak wypasionym odtwarzaczu jest już uchybieniem - niemal wszystkie inne firmy takie wejścia oferują.
Marantz SA-11S2 - wnętrze
Patrząc do środka nie od razu wiadomo, na co najpierw zwrócić uwagę, tyle się tu dzieje. Wybieram jednak napęd. Został oparty na aluminiowych podstawach i przykryty od góry jeszcze grubszym odlewem.
Płytkę ze sterowaniem podwieszono za pośrednictwem mosiężnych tulei pod napędem. Wygląda to świetnie. Napęd ten wygląda tak samo jak w SA-7S1 - SA-11S1 był znacznie prostszy.
Układy w Marantzu SA-11S2 zmontowano na trzech dużych płytkach - z przyciskami i sterowaniem z przodu oraz zasilaczem i układami audio z tyłu i z boku. Te ostatnie wyglądają pięknie.
Choć znakomita większość elementów została zmontowana w technice SMD, to są one wysokiej próby. Z napędu sygnał trafia do układu DSP Xilinx Spartan, a potem do kości Marantz PEC777f2.
W materiałach firmowych znajdziemy informację, że to "Marantz Original Phase Error Compensation", a więc najwyraźniej układ, w którym zmieniamy filtry. Obok umieszczono układ taktujący, cała ta sekcja oddzielona jest od przetworników miedzianymi ekranami. Te z kolei to monofoniczne przetworniki C/A Seiko NPC SM5866A5.
Za nimi mamy już tor analogowy, bazujący na układach Hyper Dynamic Amplifier Modules (HDAM SA2). To układy tranzystorowe o bardzo krótkim czasie narastania i szerokim paśmie przenoszenia, którym towarzyszą trzy kompletne układy zasilające - dla lewego i prawego kanału sekcji analogowej i jeden dla części cyfrowej. Na osobnej płytce mamy pozostałe zasilacze.
Brzmienie
To chyba już drugi raz w ostatnim czasie, kiedy silnie zakorzenione przekonanie co do "firmowego" dźwięku Marantza musiałem zweryfikować. Marantz SA-11S2, podobnie jak kilka innych, najnowszych konstrukcji Marantza, nie ma brzmienia ani jasnego, ani dokładnego- ponad-wszystko. Strategia, o której mówię, a która w przeszłości przynosiła określone korzyści, najwyraźniej została zrewidowana.
Brzmienie odtwarzacza Marantz SA-11S2 w znacznej mierze przypomina to, co robiły wzmacniacze tej firmy w czasach, kiedy można było przełączyć ich końcówkę do pracy w klasie A. Chodzi o doskonałą spójność, gęstość i płynność.
Rozdzielczość w Marantzu SA-11S2 nie jest tak imponująca, choć trzeba przyznać, że na tle innych urządzeń z testowanej grupy wciąż nie odstaje. Detaliczność w pewnej mierze można kształtować za pomocą kombinacji filtrów.
Wedle mojego gustu, z płytami Compact Disc najlepiej sprawdzał się filtr nr 2 i włączony noise shaping, przy wyłączonym wyjściu cyfrowym i wyłączonym wyświetlaczu. Każda z tych zmian przynosiła drobne zmiany, jednak skumulowanie ich dawało już wyraźny skutek.
Z filtrem nr 1 i z wyłączonym NS dźwięk był nieco dokładniejszy i pod względem dynamiki bardziej przypominał odtwarzacz odniesienia, tyle tylko, że był trochę mniej wciągający, mniej satysfakcjonujący w dłuższych odsłuchach.
Dźwięk jest zawsze czysty, co Marantz w ostatnich latach wypracował, ale jest przy tym koherentny. I konsekwentny… Luxman D-05 to mistrz odtwarzania SACD; tam przy CD było fajnie, ale brzmienie SACD przekraczało wszelkie oczekiwania. Wraz z odtwarzaczem Marantz SA-11S2 jest trochę inaczej, bo obydwa formaty grają w tej samej lidze.
Marantz przy CD stara się jednak zagrać dokładniej niż Luxman, nie wycofuje części wyższego środka, nie boi się pokazać detalu i być komunikatywnym. Co prowadzi do dwojakich rezultatów: z nieco gorzej zarejestrowanymi nagraniami, w dźwięku pojawia się nieco twardości. Nie zawsze będzie więc gładko i komfortowo. Ale z dobrymi nagraniami będzie super, a z przyzwoitymi - przyzwoicie. I to jest przecież normalne.