Odtwarzacz Marantz SA-11S1
Obydwa urządzenia kontynuują "szkołę" konstruowania Marantza, dodając jednak do tego kilka istotnych nowości. W oczy rzuca się przede wszystkim zmieniony panel przedni, który optycznie i konstrukcyjnie dzieli się na trzy segmenty: środkowy, wykonany z aluminiowego profilu 'C', z okrągłym okienkiem we wzmacniaczu i wyświetlaczem w odtwarzaczu oraz dwa boczne, wykonane z grubych aluminiowych odlewów, z pionowymi zagłębieniami po obydwu stronach środkowej części. Umieszczono tam przyciski i niebieskie podświetlenie.
Chociaż widać w tym rękę profesjonalnego plastyka, to intensywność i w ogóle obecność takiej "iluminacji" dla niektórych użytkowników mogą być problematyczne. W CD można ją wprawdzie wyłączyć, ale tylko wraz z wyświetlaczem.
Marantz SA-11S1 potrafi przeczytać płyty CD i SACD, co Marantz przejął po Philipsie, wraz z regułą, że topowe urządzenia nie są wyposażane w obwody wizyjne (kojarzące się też z DVD-Audio). Pomijaj ąc argumenty polityczne trzeba jednak powiedzieć, że takie podejście ma głęboki sens, ponieważ otoczenie nie jest "zaśmiecane" przez DSP służące do obróbki wizji. A i sygnał z CD nie przechodzi przez wiele układów, co w odtwarzaczach DVD-A jest nie do uniknięcia.
Obudowa jest bardzo solidna, z podwójną ścianką górną i dwoma warstwami płyty stalowej pod spodem. Z tyłu znajdziemy zarówno gniazda RCA, jak i XLR.
W Marantzu SA-11S1 zastosowano najnowszy napęd Marantza, z pięknie wymodelowanym górnym, metalowym wzmocnieniem i krążkiem dociskowym. Zasilany jest on z osobnego zasilacza, z kondensatorami Elny i wieloma stabilizatorami zakrytymi miedziowanymi ekranami.
Część masy prowadzona jest tutaj dość wysokimi miedzianymi blachami, pełniącymi tym samym rolę ekranów. Sygnał z napędu wysyłany jest do płytki z układami audio taśmami komputerowymi, na których umieszczono rdzenie ferrytowe, służące do oczyszczenia sygnału ze śmieci wysokoczęstotliwościowych.
Na wejściu widać układy DSP (zapewne w nich zaaplikowano przełączane filtry), a za nimi piękny, w całości zbalansowany układ, zmontowany głównie w technice SMD, jednak przy użyciu lepszych niż popularne, dużych elementów.
Na wejściu mamy przetworniki D/A Nipon Precision Circuits NPC SM5866, po jednym na kanał. Jest to układ jednobitowy deltasigma o niezłych parametrach – dynamice 115 dB (19,2 bita) dla DSD i 112 dB dla CD (18,7 bita).
Dalej - układ w całości wykonany na tranzystorach i miniaturowych układach scalonych. Przy każdej sekcji mamy lokalny stabilizator napięcia. Znajdziemy tutaj bardzo dobre elementy, np. dużą liczbę już nieprodukowanych, a znakomitych kondensatorów Red Cerafine firmy Elna.
Cała ta część otrzymała osobne zasilanie, z kondensatorami Elny "For Audio" i Red Cerafine oraz wieloma stabilizatorami napięcia. Ciekawe jest jednak również to, czego tutaj nie ma – klasycznych modułów HDAM. Jedyny, jaki zachowano, "napędza" wyjścia cyfrowe – optyczne i elektryczne. To dość znaczące odejście od dotychczasowej reguły powtórzy się, choć w innej formie, we wzmacniaczu.
Filtry Marantza
W odtwarzaczu znajdziemy kilka filtrów, które mają pomóc "dostroić" dźwięk urządzenia. Wykorzystano możliwość oferowaną przez przetwornik NPC i wyprowadzono wyłączanie filtra nazwanego "Noise Shaping".
Jest to rodzaj filtra cyfrowego stosowanego do zmiany ustawień oversamplingu. Jak deklaruje producent, ma on poprawiać liniowość dekodowania przy poziomach od –90 do –70 dB. Można również odciąć sygnał poniżej 1,7Hz (filtr DC) co ma się przyczynić do zlikwidowania mechanicznego "sprzężenia" pomiędzy głośnikami i odtwarzaczem.
Oprócz tego dostajemy trzy filtry tzw. "brick filter", dbające o to, aby odciąć sygnał powyżej połowy częstotliwości próbkowania (tzw. częstotliwość Nyquista). Owo odcięcie nigdy nie pozostaje bez wpływu na dźwięk. Marantz daje do wyboru trzy filtry.
Pierwszy z nich ("Filtr 1") jest klasycznym FIR, z asymetryczną odpowiedzią i łagodnym opadaniem. Przeznaczony jest dla CD. Drugi ("Filtr 2") został zoptymalizowany tak, aby nie występowało "dzwonienie" sygnału przed i po impulsie. Przeznaczony jest dla SACD i działa powyżej 100kHz. I wreszcie "Filtr 3", z symetryczną odpowiedzią i ostrym opadaniem. Jak podają materiały firmowe, jest to kopia słynnego filtru Philipsa SAA722OPB, stosowanego w takich "hitach" z przeszłości, jak: CD-94, 95 i 95SE.
Wzmacniacz PM-11S1
Marantz PM-11S1 jest piekielnie ciężkim urządzeniem, którego chassis, podobnie jak w odtwarzaczu, wykonano z miedziowanych blach, co ma lepiej chronić układy przed zakłóceniami RF oraz poprawić prowadzenie masy.
Swoją masę Marantz PM-11S1 zawdzięcza bardzo dużemu transformatorowi (w ekranie) oraz solidnym, odlewanym radiatorom. Umieszczony po lewej stronie zasilacz uzupełniony jest przez dwa bardzo duże kondensatory o pojemności 18 000 mF każdy oraz osobną sekcję ze stabilizacją napięcia dla układów niskoprądowych.
Radiatory umieszczono na osi urządzenia i przykręcono do nich płytki z końcówkami mocy. Zakryte miedziowanymi blaszkami, pracujące w push-pullu tranzystory to duże, bipolarne Sankeny 2SA1216+2SC2922.
Układ jest ładnie wykonany, z dobrymi elementami pasywnymi. Szkoda, że sygnał do końcówek prowadzony jest z płytki przedwzmacniacza przewodami o sporej długości. Tutaj również znajdziemy niezłe elementy. Podstawą są scalaki JRC4066 oraz moduły HDAM. Widać jak "stare" łączy się z "nowym" na wejściu, jako bufory pracują układy w miedziowanych osłonkach, należące już jednak w Marantzu do przeszłości.
Od 2002 roku firma zarzuciła stosowany od 1992 roku pomysł ekranowania modułów, stwierdzając, że prądy wirowe z ekranów indukują się wtórnie w elementach pod nimi, zniekształcając dźwięk. Dlatego też na drugiej płytce, z "właściwymi" układami przedwzmacniacza, znajdziemy moduły bez ekranów, zalane czarną substancją. Nazwano je HDAM-SA (Super Audio). Jedyny HDAM "zamiedziowany" przeznaczono do wzmocnienia sygnału z wkładki gramofonowej (MM i MC).
Kondensatory Red Cerafine, o których wspomniałem przy odtwarzaczu, wzbudziły tam sympatię, jednak dopiero ich liczba w sekcji przedwzmacniacza zaskoczy każdego – widać, Marantz zakupił spore ilości, zanim Elna zrezygnowała z ich produkcji.
Przy przedwzmacniaczu umieszczono osobny zasilacz, z bardzo dobrymi kondensatorami Nichicon Gold Fine. Obydwa kanały końcówek oraz przedwzmacniacz zostały zaekranowane grubymi, miedziowanymi blachami.
Zaciski głośnikowe zostały przystosowane do bi-wiringu, i są to doskonałe elementy WBT. Montaż jest bardzo dobry, zaś dobór elementów (szczególnie w końcówce i zasilaczu) imponujący. Szkoda tylko, że tak wiele połączeń sygnałowych wykonano dość długimi przewodami.
Ciekawostką jest certyfikat THX dla wzmacniacza – wskazujący na spełnione standardy mocy, dynamiki i szumów. Kryje się za nim jednak ciekawostka – dzięki systemowi komunikacji pomiędzy urządzeniami, możemy podłączyć razem trzy wzmacniacze PM-11S1, które razem stworzą wzmacniacz wielokanałowy, sterowany z jednego, głównego urządzenia..
Historia HDAM
Pierwszy moduł HDAM (Hyper Dynamic Amplifier Module) został zastosowany we wzmacniaczu PM-99SE w roku 1992. HDAM jest wyspecjalizowanym modułem wzmocnienia napięciowego, wykonanym w technice montażu powierzchniowego (SMD) z wykorzystaniem wyłącznie dyskretnych elementów wzmacniających (tranzystorów).
Od początku był on umieszczany w miedzianej "puszce", mającej za zadanie ekranować delikatne obwody przed wysokoczęstotliwościowymi zakłóceniami (RF). Pierwsza rewizja układu miała miejsce w roku 1994, kiedy to NEW HDMI zastosowano w przedwzmacniaczu SC-5.
Kolejne usprawnienie dotyczyło możliwości regulacji offsetu DC (poprzez niewielki otwór w ekranie), a premierę miało we wzmacniaczu PM-17. I tak pozostało aż do roku 2002, kiedy pokazano moduł HDMI-SA, będący buforem (wzmocnienie równe zero), zastosowanym w przedwzmacniaczu SC-7S1 i końcówkach MA-9S1.
Przy jego konstrukcji po raz pierwszy użyto "pełnowymiarowych" elementów. Przy HDMI-SA zrezygnowano z metalowego ekranu na rzecz plastikowej osłonki. Ostatni z serii HDMI, zastosowany w testowanym wzmacniaczu PM- 11S1, nie posiada w ogóle żadnej osłonki i zbudowany jest ponownie w technice SMD. Najciekawsze jest jednak to, co znajdziemy w odtwarzaczu Marantz SA-11S1– tutaj moduły zostały zaaplikowane na dużej, wspólnej płytce i już niemal nie przypominają dawnych HDMI.
Odsłuch
Marantz PM-11S1 brzmi w sposób bardzo zrównoważony, bez jakichkolwiek podbarwień i uwypuklania podzakresów. Po jakimś czasie wydawać się nawet może, że Marantz jest nieco zbyt równy, ponieważ muzyka, chociaż przekazana dokładnie, sączy się z głośników beznamiętnie, a w każdym razie bez wielkich emocji.
Przy cichym słuchaniu, nawet z bardzo skutecznymi kolumnami wydaje się, że góra i dół są zbyt nieśmiałe, zaś dynamika spłaszczona. Przy głośnym graniu jest wyraźnie lepiej, jednak wciąż pomiędzy urządzeniem i słuchaczem jest pewien dystans.
"Dystans" to zresztą słowo-klucz do opisania PM-11S1. Ma to swoje oczywiste zalety – wzmacniacz nie ingeruje w sygnał tak jak inne urządzenia i doskonale usłyszymy, jak grają kolumny i odtwarzacz doń podłączone. Nie jest to jednak ultra-rozdzielczość najlepszych urządzeń, ponieważ część cichszych szczegółów jest ujednolicana.
Trzeba też powiedzieć, że Marantz jest jednym z najcichszych wzmacniaczy, bez minimalnego przydźwięku. Pod tym względem – znakomicie. Urządzenie jest ciężkie, z potężnym zasilaczem, sugerującym brak ograniczeń w zakresie doboru głośników. W praktyce lepiej sprawowały się jednak kolumny o impedancji wyższej niż 4Ω – dźwięk był żywszy i pełniejszy.
Przy bardziej prądożernych KEF Reference 201 nie słychać było wprawdzie, żeby wzmacniacz dostarczał mniej basu, ale dynamika leciutko siadała. Wspomniałem o głośnym graniu – to przy wysokich poziomach dźwięku okazuje się, że góra jest wyjątkowo czysta, zaś bas, nieco twardy, szybki i nieźle wypełniony, potrafi uderzyć z dużą mocą. Wciąż nie jest to jednak "charakterne" granie. A może tak miało być?
To całkiem możliwe – dźwięk Marantza został wymodelowany tak, aby nikomu nie przeszkadzał i zawsze grał czysto i neutralnie. Przy wyborze źródła warto zwrócić uwagę na to, żeby było wyposażone w zbalansowane wyjście, ponieważ Marantz PM-11S1 gra przez nie znacznie lepiej – zarówno z towarzyszącym mu odtwarzaczem Marantz SA-11S1, jak i kosztownym przetwornikiem Nagra DAC na wejściu zbalansowanym poprawiała się rozdzielczość i faktura instrumentów i głosów.
Może to być nieco dziwne, ponieważ PM nie wygląda na urządzenie zbalansowane (ma takie same parametry elektryczne dla obydwu rodzajów wejść), ale najwyraźniej desymetryzacja w nim przeprowadzana jest lepsza niż zwykłe pobranie sygnału z dodatniego pinu w odtwarzaczu.
O ile wzmacniacz Marantz PM-11S1 jest dobrym, uniwersalnym urządzeniem, o tyle odtwarzacz Marantz SA-11S1 jest wyjątkowy. Potwierdza, że w zakresie konstruowania źródeł Marantz jest wielki.
Brzmienie przy płytach CD jest rześkie, wyraźne i dążące do utrzymania tempa. Znakomita dynamika. Marantz tutaj błyszczy, ponieważ muzyka z płyty "Skalary. Mieczyki. Neonki" EMI 5 60159 2) grupy Myslovitz zabrzmiała szybko, dosadnie i z nerwem. Podobnie starszy materiał z wydanej przez wytwórnię Toshiba-EMI japońskiej wersji płyty Please, "Please Me The Beatles" (TOCP- 51111), której ów "drive" przydał się przy wybuchowym "I saw her standing there".
Lekki kłopot sprawiało uprzywilejowanie przez Marantza wyższej średnicy, przez co z jasnym wzmacniaczem może on zabrzmieć zbyt bezpośrednio, ale pewne kompromisy zawsze są obecne.
Marantz SA-11S1 jest jednakże przede wszystkim odtwarzaczem SACD. Jaka będzie przyszłość tego standardu – nie wiem, jednak Marantz wydaje się stworzony do takich płyt. Poprawia się przede wszystkim plastyka, dzięki czemu Peter Gabriel śpiewał w większej sali i słychać w jego głosie uczucia, podobnie jak u partnerującej mu Kate Bush (So, Virgin, SAPGCD 5).
Bardzo ładnie pokazane zostały przeszkadzajki i pogłosy z płyty "Companion" Patricii Barber (Mobile Fidelity, UDSACD 2032), z dobrze ukształtowanymi planami i wymiarem w głąb. Szybkość odtwarzacza i nieco twardy bas przy płytach SACD były bardzo pomocne, ponieważ większość z nich ma nieco zbyt delikatne brzmienie, przypominające wprawdzie taśmę analogową, jednak trochę pozbawione "pazura" dobrych urządzeń PCM.
W Marantzu mamy możliwość wyboru wśród wielu filtrów. Najlepiej zabrzmiał z filtrem nr 1, z którym pogłosy były dłuższe i pełniejsze. Najgorzej było z nr 3, który nieco upraszczał harmoniczne.
"Noise Shaper" naprawdę pomaga, nieco zmiękczając przekaz i go "uanalogowiając".
Różnice nie były duże i w szybkim porównaniu A/B mogą się wydać znikome. Zalety filtra wychodzą jednak przy dłuższych odsłuchach, kiedy to włączony NS pozwalał słuchać muzyki dłużej, bez zmęczenia.
Filtr DC lepiej natomiast wyłączyć. Bas wprawdzie nie był słabszy, ale wydawał się nieco mniej zwarty. Nie na każdej płycie było to słychać, jednak przy mocniejszych impulsach można się było tego dopatrzyć. SA-11S1 w swojej klasie cenowej jest znakomitym odtwarzaczem CD, odtwarzającym muzykę może bez romantyzmu, ale za to bardzo dokładnie. Z płytami SACD jest jeszcze lepiej.