Prezentuje się solidnie, elegancko i nowocześnie. Głównym zadaniem pokrętła jest przełączanie trybów obciążenia, ale do tego się nie ogranicza. Większą część zakresu zarezerwowano dla ustawień impedancyjnych – dostępnych jest aż dziesięć wariantów.
Regulacja przebiega skokowo, zaczynamy od 10 Ω, dalej 20, 50, najbardziej popularne 100, 200, wyżej jeszcze 400, 800, 1200… i ekstremalne 47 kΩ. Obciążenie pojemnościowe ma "tylko" pięć opcji: 50, 100, 200, 300 oraz 400 pF.
Co istotne, możemy je zmieniać w trakcie pracy przedwzmacniacza, nie trzeba przerywać słuchania, więc łatwiej eksperymentować. W tym samym pokrętle zawarto automatyczny przełącznik wzmocnienia, które zmienia się między zakresem regulacji impedancji (praca wkładki MC) a zakresem regulacji pojemności (MM).
Musical Fidelity nie informuje wprost, jakie są wartości wzmocnienia dla obydwu wariantów, ale na podstawie danych o napięciach wejściowych i wyjściowych wyliczyłem, że w trybie MM wzmocnienie wynosi 36 dB, a w trybie MC – 58 dB. Dodatkowy układ, włączany miniaturowym hebelkiem, dodaje 6 dB (czyli mamy wtedy odpowiednio 42 dB oraz 64 dB).
Drugi przełącznik hebelkowy służy wyborowi jednej z dwóch krzywych korekcyjnych. Podstawową jest najpopularniejsza (i obowiązkowa) RIAA, dodatkowo jest wariant o nazwie IEC (w praktyce dokłada filtr subsoniczny.
Musical Fidelity MX-Vynl - tylna ścianka
Na tylnej ściance odkrywamy ważne atuty Musical Fidelity MX-Vynl – to układ zbalansowany. Musical Fidelity idzie tutaj tropami Pro-Jecta, czemu trudno się dzisiaj dziwić. Są dwa wejścia, RCA i mini-XLR, a obok nich przełącznik wyboru.
Podejrzewam, że sygnały zbalansowane można też podać z gramofonu, który ma wyłącznie "zwykłe" wtyki RCA, posługując się specjalną przejściówką – tak jak w Phono Box DS3 Pro-Jecta. Tuż przy wejściach RCA jest duży, wygodny trzpień masowy.
Wyjścia są również dwa, jedna para RCA i jedna "dorosłych" już XLR. Od jakości właściwego przedwzmacniacza odstaje trochę zwyczajny, maleńki, impulsowy zasilacz ścienny. Warto wymienić go na coś lepszego, jeśli nie od razu, to później.
Bez dodatkowych wydatków można doprowadzić dodatkową żyłę uziemiającą, wkręcając przewód do masowego trzpienia – obniży to szumy, może też wyeliminować przydźwięki.
Musical Fidelity MX-Vynl - odsłuch
Nie zwalniamy tempa ani nie zmieniamy klimatu, bowiem MX-Vynl jest brzmieniowo spowinowacony z iPhono 3. Nie jest bliźniaczy, ale nawet takie ogólne skojarzenie było dla mnie pewnym zaskoczeniem. Urządzenia Musicala znałem raczej z brzmień mięsistych, soczystych niż "szybkich" i szczegółowych.
Musical Fidelity MX-Vynl nie przedstawia "alibi", że skoro gramy analog, to ma być ciepło, spokojnie i można sobie "odpuścić" dynamikę i detale. Gra mocno i dźwięcznie, nawet bardziej przebojowo niż ifi Audio iPhono 3. Priorytetem nie jest ani klimat, ani precyzja, ale muzyczna energia.
Bas potrafi być potężny i zamaszysty, nie ogranicza się ani do konturów, ani do pomruków. W tym zakresie Musical jest imponująco bogaty i wszechstronny, dzięki czemu profil tonalny nie przechyla się w stronę wysokich tonów, mimo że i one nie żałują emocji – tym razem związanych z blaskiem, a nawet odrobiną metaliczności.
Dla jednych będzie to ostrzeżenie, dla innych dodatkowy walor, skoro MX-Vynl potrafi wyciągać z płyt nawet takie nuty. Blachy rozwijają się pięknie i prawdziwie, z wyraźnym momentem uderzeń czy nawet cichych trąceń.
Skraje pasma nie spychają średnicy na drugi plan. Ten zakres też jest kreatywny, intensywny, a nawet ofensywny, nie unikając dobitniejszych elementów wyższego podzakresu, równoważonych gęstością niższych rejestrów. Wokale mogą mieć przekonującą głębię, nie tracąc przy tym szczegółów artykulacji.
Wszystko służy naturalności w znaczeniu bardziej dosłownym niż "analogowym". Do kompletu jeszcze bliski pierwszy plan… Jednak nie jest on tendencyjnie przysunięty. Kompozycja dojrzała i odważna, angażująca przy każdej muzyce.