Grado SR 60 są przedstawicielem serii Prestige, prezentują się bardzo klasycznie, wręcz staromodnie. To jednak wcale nie musi być wadą. Między innymi dzięki niepowtarzalnemu wzornictwu Grado zdobywają swych nabywców.
Grado SR 60 (jak również pozostałe modele) zostały bardzo sprytnie i zarazem elegancko opakowane w niemalże płaskie pudełko, co jest możliwe dzięki swobodnie obracanym obudowom przetworników.
Po założeniu słuchawki wygodnie leżą na głowie, za co możemy podziękować sporemu zakresowi regulacji. Dość płasko wyglądające muszle umieszczono na elastycznym pałąku, pokrytym sztucznym, czarnym materiałem, chcącym nagminnie udawać skórę. Poduszki pokryto ciemną gąbką, szkoda jednak, że nie okala ona naszego narządu słuchu, a jedynie opiera się na nim.
Odsłuch
Przed przystąpieniem do poważniejszego słuchania producent zaleca kilkadziesiąt godzin wygrzewania. Grado SR 60 przybyły do testu już po tym etapie. I od pierwszej chwili dały się poznać jako reprezentant świeżego, lekkiego i pełnego życia brzmienia.
Małe Grado SR60 doskonale pokazały, jak powinny prezentować się tony wysokie w dobrych słuchawkach. Nigdy nie było ich za dużo, nigdy się nie narzucały, ale pojawiały w najodpowiedniejszych proporcjach.
Podczas słuchania ciepłych rytmów flamenco, dźwięki dobiegające z gitary były niemalże przeszywające swą ekspresją, ale nigdy nie raniły ostrością. Dawało się odczuć ich siłę i emocje, jak również doskonałą przestrzeń.
Przekaz był bardzo energetyczny. Tony średnie nie pchały się na siłę, ale nie brakowało im śmiałości. Bas, podobnie jak najwyższe rejestry, nie męczył nadmiarem. Był zawsze szybki, sprężysty, stanowiąc świetne połączenie lekkości i potęgi, siły i delikatności.