Symbol M sygnalizuje wprawdzie przeznaczenie mobilne, ale granica między słuchawkami przenośnymi i stacjonarnymi zaciera się; z jednej strony sami użytkownicy nie widzą przeszkód, by zabierać ze sobą w podróż coraz więcej "sprzętu", z drugiej - parametry elektryczne przestały być tak silnie spolaryzowane jak kiedyś.
Ultrasone Edition M są dostarczane w stosunkowo niewielkim pudełku, z którego jeszcze przed rozpakowaniem słuchawek możemy się całkiem sporo dowiedzieć.
Producenci mają obecnie świadomość ogromnej wagi przeróżnych źródeł cyfrowych i plików wysokiej rozdzielczości, więc na wszelkie sposoby próbują się pochwalić taką konstrukcją, która będzie sprzyjała nawet "najcięższym" formatom.
Audio-Technica sięga po coraz popularniejszy symbol HRA, w M Edition nie znajdziemy wprawdzie charakterystycznego czarno-żółtego logo, ale na pudełku umieszczono inny wymowny napis - High Definition Headphones. Chętnie dajemy się porwać fali wysokiej rozdzielczości / gęstości / definicji.
Wszystko, co jest w jakimś stopniu jest związane z plikami HD, staje się od razu nowocześniejsze, wręcz lepsze. Szerokie pasmo przenoszenia, wysoka dynamika... A może by tak wykorzystać popularność płyt analogowych i stworzyć słuchawki "Vinyl Definition" ze zmniejszoną separacją kanałów i niższą dynamiką? Chętnych nie zabraknie.
Z pudełka Ultrasone Edition M możemy także wyczytać wiele nazw firmowych układów i rozwiązań, jakie w tych słuchawkach zastosowano, a ponieważ firma Ultrasone jest w tym zakresie niezwykle płodna, więc poświęciłem temu zagadnieniu oddzielny opis w ramce obok. Wreszcie natrafiamy na radę ostateczną i bardzo trafną: by zwyczajnie zaufać swoim uszom ("Trust your ears").
Tańsze modele są produkowane na Dalekim Wschodzie, ale luksusowa gama Edition ma specjalne względy - jest montowana ręcznie, w Niemczech. W pudełku umieszczono oryginalny woreczek transportowy z bajeranckim zamknięciem - suwakiem. Jasnoszary, lekko chropowaty filc ma być nawet wodoodporny.
Czytaj również nasze testy słuchawek bezprzewodowych
Za regulację odpowiadają dwa elementy - prosty mechanizm zapadkowy i elastyczne mocowanie muszli na odchylających się przegubach.
Ultrasone Edition M - konstrukcja
Sztywny pałąk (wyprofilowany metal) sięga od jednej do drugiej muszli. W górnej części wykończono go sprężystą gąbką, obszytą wyjątkowo delikatną, aksamitnie miękką skórą, zdjętą z żyjących w Etiopii (ale chyba już nieżywych) owiec. Poduszki również wykończono bezlitośnie tym cudownym materiałem.
Zewnętrzne obudowy muszli są metalowe. Ultrasone Edition M to klasyczna konstrukcja zamknięta. Przez środek muszli biegnie ozdobny, wąski panel, stanowiący łącznik z pałąkiem, pełniący jednocześnie rolę elementu regulacyjnego.
Pałąk wyciągamy (lub chowamy) do środka muszli, poruszając prostym mechanizmem z zapadkami; łącznik (pałąk - muszla) jest dość elastyczny, pozwala na ruch we wszystkich płaszczyznach.
Muszle nie są duże, nie obejmują uszu, ale dzięki dość grubym poduszkom niewiele do tego brakuje. W muszlach zainstalowano przetworniki z mylarowymi, pokrytymi tytanem membranami o średnicy 30 mm.
Ultrasone Edition M - akcesoria i impedancja
W zestawie znajduje się dość krótki, 120-cm przewód ze złoconym, kątowym 3,5-mm wtykiem. Do każdej muszli podłączamy niezależny kabel sprytnym, swobodnie obracającym się złączem, które w pełni eliminuje problem plączących, skręcających się przewodów.
Na kablu znajduje się niewielki, uniwersalny sterownik z jednym tylko przyciskiem, ale układ taki gwarantuje kompatybilność właściwie z każdym systemem mobilnym - oczywiście w ramach podstawowej funkcjonalności.
Impedancja słuchawek wynosi 40 Ω; można zakładać, że słuchawki tej klasy podłączymy do stosownej elektroniki, ale nawet jeśli będzie to tylko przeciętny smartfon, to i tak nie powinno być żadnych problemów, do czego przyczyni się również stosunkowo wysoka efektywność (99 dB).
Każdy egzemplarz słuchawek jest wykonywany ręcznie w Niemczech, ma też swój indywidualny numer seryjny.
Odsłuch
Małe Edition mogą służyć za przykład uniwersalnego, neutralnego, choć jeszcze nie bezosobowego brzmienia. To dźwięk dość spokojny, sprawdzający się w niemal każdej muzyce, Ultrasone nie robią niczego na siłę, niezależnie od nagrania potrafią odwdzięczyć się zarówno ładną barwą, jak i dobrą szczegółowością.
Z Ultrasone Edition M słychać trochę mniej detali niż z Grado - a to już spore osiągnięcie, bo RS1e są przecież mistrzem w tej kategorii.
M-ki obchodzą się jednak z dźwiękową drobnicą w nieco inny sposób - nie szykują dla nich specjalnego miejsca, a wplatają raczej w całość. To, co ważne, jest na pierwszym planie, to, co dalej, jest dostrzegalne, ale nie zaburza ładu i proporcji. Ultrasone szybko wciągają w główny nurt muzyki.
Brzmienie nie jest tak neutralne, zdyscyplinowane i pedantyczne jak z Audio-Techniki, jest tu trochę improwizacji, jednak idącej nie w kierunku dynamiki, co z kolei wyróżnia Grado, ale płynności. Wszystko jest ze sobą świetnie skoordynowane i do siebie dopasowane, lecz nie w sposób twardy i mechaniczny, lecz trochę zmiękczony, przenikający się uprzejmie i bezkolizyjnie.
Odstępstwo od liniowości i pełnej naturalności można dostrzec w lekkiej nosowości; być może ma to związek ze staraniami, aby podkreślić niższą część pasma, w tym bas, który okazuje się zaskakująco - jak na wielkość słuchawek - obfity i soczysty, zwłaszcza w porównaniu z suchymi Grado.
Niskie tony z M Edition są przyjemne, lekko snujące. Nie schodzi tak nisko i efektownie, jak z Audio-Techniki, ale dając sporo energii w średnim podzakresie, ostatecznie ustawia balans tonalny nieco niżej.
Średnica łączy delikatne ocieplenie, subtelną analityczność i podobnie eleganckie wygładzenie. Dźwięki są dalekie od szorstkości i kanciastości, co oznacza jakiś kompromis względem pełnej precyzji. Rockowe gitary nie mają wielkiego żaru, werbel też jest łagodniejszy, w zamian w muzyce akustycznej unika wszelkich niepotrzebnych ostrości.
Wysokie tony czasami potrafią rozbłysnąć, co jednak raczej pokazuje ich swobodę niż tendencję - najczęściej płyną aksamitnie i z odrobiną słodyczy, nigdy nie są podane "na surowo".
Przestrzeń jest w ogóle w słuchawkach tematem kontrowersyjnym, tym bardziej że dźwięki, z którymi obcujemy na co dzień (i to wcale nie tylko słuchając kolumn), mają odmienny charakter źródłowy.
Tu trzeba jednak nastawić się na lekką zmianę perspektywy - Ultrasone Editon M gwarantują znakomitą stabilność środka planu, choć jest on przesunięty nieco do góry. Panorama stereo jest trochę zawężona, co jednak nie wprowadza efektu ciasnoty, a pozwala utrzymać spójność.
Każdy egzemplarz słuchawek jest wykonywany ręcznie w Niemczech, ma też swój indywidualny numer seryjny.
Słuchać w zdrowiu
Ultrasone jest wyjątkowo płodnym producentem nie tylko w zakresie samych słuchawek, ale i własnych, oryginalnych układów. Najbardziej znanym z nich jest S-Logic. To próba zmierzenia się z problemem reprodukcji stereofonii i przestrzeni, która w słuchawkach jest piętą achillesową.
Pomysł Ultrasone jest dość kontrowersyjny, ponieważ ignoruje jedno z podstawowych założeń pomagających w uzyskaniu prawidłowych relacji przestrzennych, a mianowicie dostarczenie każdego dźwięku nie do jednego, ale do obydwu uszu, tyle, że w różnych relacjach natężeniowo-przestrzennych (analizując te różnice, mózg "ustawia" źródło dźwięku) - tak słyszymy w realnym świecie i z pary kolumn.
Tymczasem Edition M (i nie tylko one) to słuchawki zamknięte, izolujące tym samym jedno ucho od drugiego. Konstruktorzy firmy przekonują, że w uzyskaniu właściwej przestrzenności przeszkadza zwykle skierowanie dźwięku wprost do ucha wewnętrznego skupioną wiązką, z pominięciem kształtu (i wpływu) zewnętrznej małżowiny usznej, która jest odpowiedzialna za detekcję kierunku (to też prawda).
Przetwornik jest więc w systemie S-Logic nieco cofnięty, przesunięty z osi przewodu słuchowego nieco wyżej i odseparowany specjalną płytką dyfuzyjną. Badania Ultrasone dowodzą również zmniejszenia ciśnienia, co jest korzystne dla zdrowia naszego ucha.
Początkowo system S-Logic był stosowany w słuchawkach o dużych gabarytach. W modelu M Edition znajdziemy jego odmianę o nazwie S-Logic Pro, co sugeruje "profesjonalizm", ale w rzeczywistości jest wersją przygotowaną pod kątem mniejszych konstrukcji.
Ultrasone stosuje w M Edition jeszcze jeden oryginalny system, który dba również o kwestie związane ze zdrowiem. Mowa o układzie ULE (Ultra Low Emmision). Jego działanie opiera się na ograniczeniu promieniowania elektromagnetycznego, którego źródłem jest poruszająca się w przetwornikach dynamicznych cewka.
Producent zwraca uwagę na potencjalną szkodliwość nawet niskich napięć oraz mocy, ponieważ mogą one być wciąż groźne przy niewielkiej odległości, jaka dzieli układ przetworników od głowy, i długim czasie oddziaływania. Zaproponowane rozwiązanie opiera się na specjalnej aranżacji pasywnych ekranów, stanowiących barierę dla fal elektromagnetycznych.
Radosław Łabanowski