Marantz M1 - obudowa
Forma jest elegancka, dyskretna, enigmatyczna – chociaż M1 potrafi wiele, to nie epatuje gadżetami i nie robi z siebie gwiazdy salonu. Będzie sobie spokojnie stał na szafce i nikomu nie wadził, tylko robił swoje.
Pokrętła i przyciski zastąpiono sensorami dotykowymi, z których dwa służą do regulacji głośności, trzecim uruchamiamy oraz zatrzymujemy odtwarzanie. Wyświetlacz, diody, wskaźniki? Wszystko przeniesiono do aplikacji, a więc do telefonu (lub tabletu). M1 może pozostać nawet niewidoczny, oby go tylko niczym nie nakryć, bowiem zalecana jest wentylacja (przez górną ściankę).
"Rama" obudowy ma zaokrąglone krawędzie i "gumowaną" powierzchnię. Górną ściankę wypełniono delikatną, metalową, pofalowaną siatką, rozpiętą na wewnętrznym szkielecie. Dolny panel ma dużą "stopę", na której Marantz M1 stabilnie się opiera; jest też nagwintowany otwór, być może z myślą o jakimś wyjątkowym stojaku.
Marantz M1 nie potrzebuje zewnętrznych anten – tak jak większość HEOS-owego sprzętu Marantza (i Denona), obudowa jest w dużej części wykonana z plastiku, więc anteny systemów Wi-Fi oraz Bluetooth można było ukryć wewnątrz.
Marantz M1 - złącza
Głównym (najlepszym) łączem internetowym jest oczywiście LAN. M1 ma cyfrowe wejście optyczne oraz wyjście HDMI z kanałem zwrotnym ARC. Przygotowano nawet dekodowanie Dolby Digital (i Dolby Digital+).
Chociaż wyjściowy sygnał ma zawsze formę dwukanałową, to są do dyspozycji znane ze sprzętu A/V tryby dźwięku przestrzennego i eksponującego dialogi. Do gniazda USB podłączymy nośniki pamięci (odczytem plików zajmiemy się dokładniej za moment). M1 ma również jedno wejście analogowe dla sygnałów liniowych (para RCA), ale dodajmy, że są one od razu konwertowane na postać cyfrową.
Trochę szkoda, że nie zaaplikowano wejścia gramofonowego (czyli przedwzmacniacza phono), ale jak pokazuje test sześciu gramofonów w cenie ok. 2000 zł, które są potencjalnymi partnerami Marantza M1, w nich wszystkich są już takie układy, więc można je bez problemu podłączyć do M1.
Jest natomiast wyjście subwooferowe, i to wyjątkowo dobrze przygotowane, bowiem wyposażone w zaawansowane regulacje poziomów oraz częstotliwości filtrowania – zarówno dolnoprzepustowego (dla subwoofera), jak i górnoprzepustowego (dla pasywnych zespołów głośnikowych) – to bardzo rozsądne i zwykle pomijane rozwiązanie.
Nie przeszkadzałby mi brak klasycznego wyjścia słuchawkowego… gdyby można je było podłączyć przez Bluetooth. Niestety, takiej opcji nie ma. Bluetooth jest tylko odbiornikiem sygnału, w dodatku ograniczonym do kodowania SBC.
Marantz M1 - platforma HEOS
Sieciowym mózgiem Marantza M1 jest platforma HEOS. Sprawuje ona też kontrolę nad całym urządzeniem (w zestawie nie ma tradycyjnego pilota. Przełączanie wszystkich funkcji, a nawet rzecz tak podstawowa, jak regulacja głośności – wszystko to musi się odbywać za pomocą aplikacji mobilnej (lub w wybranym zakresie z przedniego panelu).
Podstawowy ekran skupia się przede wszystkim na najróżniejszych serwisach i źródłach muzyki (od radia internetowego po zasoby lokalne). Możemy też łatwo przełączać wejścia, przejść do obszaru strefowego (to jedna z zalet HEOS-a) i konfiguracji urządzenia.
Ze spraw związanych z dźwiękiem mamy do dyspozycji między innymi podstawową korekcję barwy, sekcję subwooferową, są też dwa warianty filtrów cyfrowych; producent nie definiuje ich charakterystyk, ale chwali się, że M1 ma autorskie układy Marantz Music Digital Filtering (MMDF) zaszyte w sekcji DSP.
Marantz M1 obsługuje Spotify Connect oraz Apple AirPlay 2, a także standard DLNA (jest również certyfikat Roon). Biblioteka Tidala jest od dawna włączona do interfejsu HEOS-a, ale niedawno pojawiła się zapowiedź, że HEOS otworzy się na materiały wysokiej gęstości – w tym przypadku mowa o plikach FLAC 24/192 kHz.
O materiały MQA raczej nie będziemy się troszczyć, M1 wprawdzie ich nie dekoduje, ale sam Tidal praktycznie z nich zrezygnował. Pozostaje jednak inna kwestia, niezależnie od tego, czy mówimy o plikach wysokiej czy niskiej rozdzielczości.
HEOS (a więc i cały M1) nadal sprawuje pieczę nad strumieniowaniem. Nie jest to więc implementacja Tidala Connect, a nadal pewien algorytm "pośredniczący".
Poza koniecznością użycia aplikacji HEOS (a nie samej aplikacji serwisu Tidal) nie stanowi to większego problemu, jednak producent, świadomy popularności Tidala, pracuje nad włączeniem Tidala Connect do palety obsługiwanych systemów.
Parametry 24 bit/192 kHz pokrywają się z ogólnym potencjałem urządzenia, który można wykorzystać również przy odczycie plików z zasobów lokalnych oraz z nośników USB. Marantz M1 obsłuży także DSD64 oraz DSD128.
Przyzwyczailiśmy się, że urządzenia tego rodzaju, w tej cenie, nawet bardzo nowoczesne i wyśmienicie wyposażone, są produkowane w Chinach. Tym razem bezproblemowo cieszymy się z tego, że M1 wyprodukowano w Japonii.
Marantz M1 - odsłuch
Marantz M1 to wzmacniacz ładny, mały i lekki, ale jego brzmienie nie jest filigranowe ani nieśmiałe. Nie jest też agresywne i ostre. Jakie więc jest…? W małym ciele drzemie nie tylko spora moc, ale też wyraźny charakter.
M1 gra dźwiękiem gęstym, poważnym, nisko ustawionym. Bas jest swobodny, soczysty, mało porywczy, ale z dobrym pulsem, trzyma się blisko muzyki.
Średnica się na nim stabilnie opiera, wokale są mocne, obszerne i przyjemne, bez drapieżności, ale z dobrą artykulacją, treściwe, bliskie. Ocieplenie nie zaprzepaszcza uniwersalności i zróżnicowania.
Wysokie tony też łączą się ze średnicą płynnie. Powściągliwość tego zakresu często współtworzy brzmienie ogólnie łagodne; w tym przypadku zwycięża jednak siła spójności, a góra pasma też ma coś do powiedzenia, trudno zarzucić jej nieśmiałość, gdy blachy są błyszczące i selektywne.
Mniej jest powietrza i drobnicy, ale muzyka zyskuje na integralności. Jest czytelna i klarowna, jednak odbieramy ją "w całości". M1 nie jest stworzony do monitorowania; jest urządzeniem zaangażowanym, grającym blisko i z przekonaniem.
M1 słuchany cicho gra dźwiękiem dość ciemnym, ale "obecnym", plastycznym, kontaktowym. Słuchany głośniej nabiera swobody, bardziej się otwiera, jednak nie wpada w nerwowość; jak wiemy już z pomiarów, nie będzie można doprowadzić go do "rozpaczy", do przesterowania, po prostu nie będzie grał głośniej, niż może grać czysto, a jest to poziom na tyle wysoki, że trudno będzie na co dzień tam dotrzeć.
Porównałem rezultaty z kilku różnych źródeł i wejść. Najlepsze przynosi moduł sieciowy i najogólniej mówiąc źródła cyfrowe; oczywiście zasadnicze znaczenie ma jakość nagrań, ale gdy o to zadbamy, otrzymamy zarówno charakterystyczną dla M1 mięsistość, jak też przejrzystość i detaliczność; chociaż zawsze z pewnym umiarem w naświetleniu.
Wejście analogowe tym bardziej zaokrągla górę pasma, zresztą w całym pasmie dźwięk jest mniej ofensywny, zamienia siłę na uprzejmość, wciąż jest przyjemny dzięki dobremu nasyceniu niskich rejestrów. Może to dobra prognoza dla współpracy z gramofonem (przypomnijmy, że wymagany jest zewnętrzny przedwzmacniacz, bo Marantz M1 ma tylko wejście liniowe), jeżeli będziemy podłączać go w intencji wejścia w "klimat".
Najgorzej, chociaż nie będzie to chyba dla nikogo rozczarowaniem, wypada transmisja Bluetooth, wyraźnie redukując dynamikę i klarowność – to opcja awaryjna, zważywszy na wszechstronność sekcji sieciowej, raczej pozostanie na ławce rezerwowych.