Większość firm swój rozwój i powodzenie wiąże zarówno z systematycznym wprowadzaniem nowych modeli, świadczących o nieustannym "postępie", jak i budowaniem obszernej oferty; oczywiście na miarę możliwości, ale kto większy, tym więcej ma do zaoferowania.
Opiera się to na prostym założeniu, że klienci mają różne potrzeby, upodobania, jak i różne budżety. Zatem "bogata" oferta musi obejmować konstrukcje różnego typu, różnej wielkości i w szerokim zakresie cenowym.
Kombinacji wielkości, głośnikowych konfiguracji, ceny pojawia się tak wiele, że nawet przy ograniczeniu się do wybranych, przez daną firmę preferowanych, w ofertach takich tuzów jak Canton i Dali musimy znaleźć kilkadziesiąt pozycji.
Trochę odrębnym motywem jest ambicja odgrywania roli lidera, którego w dużym stopniu ocenia się przez pryzmat grubości katalogu i możliwości przelicytowania konkurentów "tłumem" własnych modeli wystawionych w salonie sprzedaży. Klienci nie zawsze jednak mają własne zdanie na temat najlepszego dla nich wyboru, ale oczekują, aby wskazać im kolumny odpowiadające ich warunkom.
Ważne jest więc właśnie "dopasowanie"; takie podejście jest wspierane rekomendacjami płynącymi z różnych źródeł opiniotwórczych, dzisiaj głównie z internetu, często bardzo rygorystycznymi, zgodnie z którymi do małego pomieszczenia to tylko podstawkowe, do średniego - co najwyżej dwuipółdrożne itd.
Skrótowość takich rad i wynikające stąd nieporozumienia swoją drogą, ale poważni producenci nie mogą sobie pozwolić na to, aby w ich ofertach zabrakło konstrukcji, o którą klient akurat pyta. Kwestia ceny wydaje się bardziej oczywista - jak ktoś ma na kolumny 2000 zł, to przecież nie sprzeda mu się towaru za 10 000 zł... Tymczasem Robin Marshall, założyciel małej manufaktury Epos, chyba nawet nie mając aż takich zamiarów, udowodnił w latach 80. ubiegłego wieku, że można zupełnie inaczej...
Przygotował jedną konstrukcję - ES14 - o której pisali i mówili wszyscy. Pewnie ci sami, którzy dzisiaj dzielą włos na czworo, dopasowując każdy centymetr głośnika do każdego metra pomieszczenia, uznali wtedy, że ES14 są dobre na każdą okazję.
Do pomieszczeń małych i dużych. Do małych - bo są podstawkowe; do dużych - bo to podstawkowiec duży... I że są lepsze niż kolumny dwa razy od nich droższe. Kto więc chciał wydać dwa razy więcej, mógł zaoszczędzić, a ten, kto chciał wydać dwa razy mniej, "spinał się", i kupował to cudo.
Samo gniazdo przyłączeniowe jest standardowe, wielu użytkowników niechybnie przystąpi do wymiany cienkich blaszek na solidniejsze zwory; tutaj trochę zabrakło producentowi audiofilskiej wyobraźni.
Fakt, że firma miała w ofercie tylko jeden model, tworzył bardzo specjalną aurę - skoro tak, to musiała to być konstrukcja niezwykle uniwersalna, w dodatku w jej zaprojektowanie i zestrojenie konstruktor włożył całe serce i mnóstwo czasu, podczas gdy inni dzielą ten czas na opracowanie wielu modeli...
Taka fascynacja i kariera jednego modelu nie mogła jednak trwać w nieskończoność, więc kilka lat później Epos dodał drugą konstrukcję - mniejszy podstawkowiec ES11 (bo były jednak głosy, że ES14 do małych pomieszczeń jest nieco za duży).
Potem poszła już fala, Epos wprowadził do oferty kolumny wolnostojące, wszyscy byli pewni, że skoro jeden ES14 tak świetnie sobie radził, to cała seria ES-ów, korzystając ze sławy "założyciela rodu", będzie rządzić... A tu nic. Czar prysł.
Epos stał się jedną z wielu firm, które w rutynowy sposób, czyli dużą ofertą, próbują zdobyć naszą przychylność. W roku 1998 markę przejął Michael Creek, który tę ofertę rozwijał i zmieniał, ale nie przywrócił jej dawnego, specjalnego blasku, chociaż pewnie przygotował wiele dobrych konstrukcji.
Obecnie oferta jest liczebnie dość skromna (co w kontekście całej historii wcale źle nie wróży), ale skondensowana, wpisana w oryginalną koncepcję i firmowe rozwiązania. Creek zrozumiał, że Epos ma szansę wtedy, gdy jest czymś specjalnym, a nie czymś normalnym Potwierdzą to też próby odsłuchowe... Ale nie uprzedzajmy wypadków.
Dostępne są dwa modele podstawkowe - malutki K5 i średniej wielkości K1 (niczego na miarę ES14, który miał 20-cm nisko-średniotonowy, nie znajdziemy), centralny K5C (symbol podobny, ale konstrukcja zupełnie inna niż K5), surroundowo-centralny K1C (ten już podobny do K1, ale sprzedawany na sztuki), wreszcie najbardziej interesujące nas w tym teście, dwie konstrukcje wolnostojące - Epos K2 i testowane Epos K3.
Obydwie są układami dwuipółdrożnymi, pierwsza z 15-cm nisko/nisko-średniotonowymi, druga z 18-tkami. Epos K3 są więc obecnie najlepszymi kolumnami Eposa.
Epos ES14 a dziś
Czy współczesne Eposy wiąże cokolwiek z dawnym ES14? Oryginalna koncepcja Marshalla opierała się na skrajnie minimalistycznym układzie zwrotnicy - głośnik wysokotonowy był podłączony przez pojedynczy kondensator, a głośnik nisko-średniotonowy - w ogóle bez filtra elektrycznego, można powiedzieć, że bezpośrednio do wzmacniacza.
Wymagało to przygotowania odpowiedniej charakterystyki samego przetwornika, opadającej w kontrolowany sposób (bez rezonansów) w zakresie możliwej do przyjęcia częstotliwości podziału. W sukurs przyszło zastosowanie membrany polipropylenowej z korektorem fazy - rozwiązania wówczas dość nowatorskiego.
Kopułka wysokotonowa była aluminiowa. W konstrukcjach serii K głośnik wysokotonowy jest podłączony tak jak wtedy - przez filtr 1. rzędu - chociaż kopułka jest tym razem jedwabna. Z kolei głośniki nisko-średniotonowe, jak dawniej z membranami polipropylenowymi, są podłączone bardziej standardowo - przez filtry 2. rzędu.
Wyniki pomiarów wskazują, że wraz z takimi filtrami ustalana jest dość wysoka częstotliwość podziału. Pojemność kondensatora dla głośnika wysokotonowego jest niska, co pewnie wynika też z zamiaru dostatecznie skutecznego zabezpieczenia głośnika przed przeciążeniem.
W Eposach 14 duży fragment frontu (kwadrat na całą szerokość obudowy) był integralną częścią kosza głośnika; w nowych K jest jeszcze bardziej niezwykle (jak na dzisiejsze zwyczaje), bowiem głośniki są montowane od tyłu, więc odkręcana jest tylna ścianka; głośniki nie są jednak po prostu przykręcone, ale dociśnięte dodatkowymi płytami z mdf-u.
Producent dopisuje do tego również taki komentarz: "Jednym ze sposobów redukcji energii absorbowanej przez obudowę jest wykonanie tylnej ścianki jako odseparowanego elementu; celem jest redukcja podbarwień wnoszonych przez obudowę i niechcianych rezonansów".
Wylot bas-refleksu wykonano w postaci szczeliny o wymiarach 17 x 2,5 cm (i głębokości 11 cm), z poprawnym wyprofi lowaniem krawędzi. Producent zapowiada wyjątkowe zalety takiego rozwiązania, potwierdzonym faktem jest bardzo dobre zestrojenie układu i ładna charakterystyka w zakresie niskich częstotliwości.
Trochę to niejasne, bowiem nawet jeżeli zostanie zredukowana transmisja wibracji z innych ścianek na ściankę tylną, za pomocą częściowo elastycznego (stratnego) połączenia, to połączenie takie pozwoli swobodniej pracować całej ściance, poddawanej przecież bezpośrednio ciśnieniu wytwarzanemu w obudowie; być może jednak rozkład rezonansów jest w takim układzie korzystniejszy. Producent przypisuje też poważne zalety zastosowaniu wylotu bas-refleks w formie szczeliny, a nie tradycyjnej rury o okrągłym przekroju.
Port nazwany HVPS (High Velocity Slot Ports) ma generować niższe zniekształcenia poprzez niższe turbulencje, chociaż stosunek powierzchni, na której powstaje tarcie cząsteczek powietrza, do powierzchni promieniującej, jest mniej korzystny, ma również inaczej "obciążyć" głośnik, pozwalając mu na bardziej liniową pracę.
Praktyczną i zrozumiałą zaletą jest umieszczenie wylotu na froncie, co wraz ze stwierdzonym sposobem strojenia (bez eksponowania niskich częstotliwości) pozwala na ustawienie kolumn Epos K3 blisko ściany.
Epos K3 - wykonanie
Wykonanie kolumn Epos K3 nie jest ani luksusowe, ani ekstrawaganckie, ale tak schludne i staranne, że osobiście uważam je za najładniejsze kolumny tego testu (mimo że czarne wkręty mocujące tylne ścianki, zwłaszcza na białym tle, nie wyglądają pięknie - ale kiedy kolumny ustawimy blisko ściany, nikt się nie dowie...).
Dostępne są dwie wersje kolorystyczne - biała i czarna (cokół jest zawsze czarny) - tym razem jednak to nie folia, ale lakierowanie, o eleganckiej, satynowej fakturze (nie na wysoki połysk - uff).
Trochę skąpstwem trąci brak maskownic, które można jednak dokupić (nie mamy ich na zdjęciach, bo nie było ich w testowanej parze), ale ich dyskretne mocowanie - na magnesy zatopione w przedniej ściance - jest już przygotowane. Nie jest to nowa wersja ES14, nie jest to żaden odgrzewany kotlet, ale znowu czuć miły powiew małej, brytyjskiej manufaktury.